Od lipca ok. 100 tysięcy osób, które z poświęceniem zajmują się starymi, niedołężnymi rodzicami, sparaliżowanym współmałżonkiem lub dorosłym dzieckiem, straciło prawo do specjalnego świadczenia pielęgnacyjnego. Rząd wprowadził bowiem wyśrubowane przepisy i z dumą obwieścił, że zabierając każdemu po 520 zł miesięcznie w tym roku uda się zaoszczędzić ponad 170 mln zł.
>>> PO chce powołać "śmieciową policję"
Opiekunowie patrzą na to inaczej. - Oszukali nas. Okradli. Skazują na nędzę i śmierć - krzyczą. Po pierwsze większość z nich miała przyznane zasiłki bezterminowo, a po drugie 520 zł to dla wielu majątek.
Mieszkająca w Łodzi Marzena Kaczmarek (47 l.) musi opiekować się chorą na alzheimera 69-letnią matką, dla niej każda złotówka robi wielką różnicę. Ale takich historii w całym kraju jest wiele. Choćby pani Małgorzata (54 l.) z Radomia często nie ma za co kupić pampersów dla obłożnie chorej, sparaliżowanej od 5 lat 89-letniej matki. Może nawet mogłaby wreszcie kupić na raty nową pralkę, bo stara jest popsuta. Co chwila przecież musi prać pościel i bieliznę mamy.
Od lipca pani Małgorzata nie ma zasiłku. Razem z mamą żyją z jej renty, która po podzieleniu na dwie osoby daje 29,50 zł więcej niż wynosi kryterium dochodowe - 623 zł.
- Płaczę w nocy w poduszkę z bezsilności. Rząd zajmuje się in vitro, ubojem rytualnym. A ja czuję się oszukana, zdradzona, niepotrzebna. Poszłabym do pracy, ale co z matką? Myślę, że łatwiej będzie, jak to wszystko się skończy. Ten rząd skazuje nas na śmierć - wyrzuca z siebie żale.
Jej historia, którą opisała w listach do marszałek Ewy Kopacz (56 l.) i ministra Bartosza Arłukowicza (42 l.), nie jest odosobniona. Opiekunowie z całej Polski skrzykują się teraz w Internecie i piszą listy do polityków. Jak na razie wysłuchała ich rzecznik praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz (60 l.). Zaskarżyła ona przepisy ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.