Za sterami Tu-154M podczas lotu do Smoleńska siedzieli wojskowi piloci, maszyna należała do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, miała wylądować na wojskowym lotnictwu Siewiernyj, ale dla Rosjan lot nie był wojskowy tylko cywilny. A dokładnie lot cywilny, określany w rosyjskim prawie jako: "jednorazowe zagraniczne wykonanie transportu osób".
Ta teza raportu MAK sprawia, że kontrolerzy ze Smoleńska nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za przebieg lotu, bo dowódca załogi kpt. Arkadiusz Protasiuk podejmował decyzję o lądowaniu.
Patrz też: Najważniejsze tezy raportu MAK: Za lądowanie odpowiedzialny pilot, presja w kabinie, kontrolerzy ze Smoleńska niewinni
Jak ustalił reporter RMF FM uznanie rejsu jako cywilnego nie leżało tylko w gestii Rosjan. Jedna z hipotez mówi, że rząd Donalda Tuska pozwolił premierowi Putinowi uznać lot nie za wojskowy, tylko jako czarterowy z turystami.
Na konsekwencje porozumienia Tuska z Putinem nie trzeba było dłużej czekać. Rządowa komisja w Rosji mogła oddać dochodzenie Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu. Jak zauważa RM FM jeszcze dwa dni po katastrofie szefowa MAK Tatiana Anodina była tylko członkiem państwowej komisji Putina, bo lot do Smoleńska był państwowy.
Trzy dni po tragedii Rosjanie uzyskali zgodę na to, by traktować go jako cywilny, czarterowy. Tak przynajmniej twierdzi strona rosyjska.