Nie sposób zliczyć obietnic jakie partia rządząca składała wyborcom po wygranych wyborach prezydenckich. PO zapewniała, że rusza jak burza z ofensywą ustawową, ale wszystko wskazuje na to, że rząd znacznie przecenił swoje możliwości.
Tygodnik „Wprost” dowiedział się nieoficjalnie, że z planu prac rządu na 2011 rok zniknęło nawet 80 projektów ustaw z zapowiadanych ponad 100. Na posiedzeniu rządu premier Tusk apelował do swoich ministrów, że skoro do końca kadencji zostało tylko 12 posiedzeń Sejmu i posłowie i tak nie zdążą uchwalić rządowych projektów, to nie ma sensu wysyłać wszystkich do parlamentu.
Patrz też: Prof. Leszek Balcerowicz: PO powinna mnie traktować jak sojusznika, a nie wroga
- To urealnienie prac legislacyjnych – tłumaczył rzecznik rządu Paweł Graś. Jeden z ministrów wyjaśnia „Wprost”, że chodzi o zasadę dyskontynuacji – Sejm kończąć kadencję musi zamknąć wszystkie sprawy, tak aby nie przekazywać niczego nowemu parlamentowi.
Szefowie resortów mają wybrać sobie z całego pakietu sztandarowe projekty i na nich się skupiać.
Wobec takiego zarządzenia minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak miała twardy orzech do zgryzienia. Wybrać REFORMĘ EMERYTALNĄ czy USTAWĘ O ŚWIADCZENIACH RODZINNYCH? Jak ujawniła w „Panoramie” wybrała świadczenia rodzinne.
- To jest kolejny dowód, że pan premier wedle starego porzekadła„ miele ozorem po próżnicy” – cytuje posła SLD Jerzego Wenderlicha portal TVP Info.
Partia Donalda Tuska nie ma sobie nic do zarzucenia. Za sukces uznaje prawie gotowe ustawy edukacyjne i ustawę zdrowotną.