Minister Czuma wozi się za nasze

Warszawa. Tuż przed godz. 21.44. Andrzej Czuma wychodzi ze studia TVN, gdzie brał udział w programie publicystycznym i wsiada do rządowej limuzyny. Po kilku sekundach służbowe volvo ministra kieruje się w stronę delikatesów "Mini Europa" przy zbiegu ulic Globusowej i Zdobniczej w jednej z peryferyjnych dzielnic miasta. Jak się dowiedzieliśmy, Czuma jest w nich stałym bywalcem. Nic więc dziwnego, że zrobienie zakupów nie zajmuje mu wiele czasu. W tym samym momencie kierowca grzecznie czeka przed sklepem. Po kilku minutach Czuma wychodzi z siatką w ręku i jak gdyby nigdy nic wsiada do auta. Nowy szef resortu sprawiedliwości najwyraźniej zapomniał, że służbowe auta nie służą do prywatnych celów. Kiedy w grudniu zeszłego roku "Super Express" przyłapał kilku ministrów, jak rządowymi limuzynami kursowali na imprezę imieninową swojego partyjnego kolegi, szef rządu udzielił im ostrej reprymendy. - Powinni wystrzegać się takich sytuacji - grzmiał Donald Tusk (52 l.). Nic więc dziwnego, że i opozycji nie podobają się nocne wyprawy na zakupy. - Takie zachowanie potwierdza, że Andrzej Czuma jako minister zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Premier pospieszył się z tą nominacją, nie sprawdził kandydata. Osobiście szkoda mi Andrzeja Czumy, że został tak wystawiony - mówi nam Andrzej Mularczyk (38 l.), poseł PiS.

We wtorek ujawniliśmy, że obecny szef resortu sprawiedliwości w czasie pobytu w USA nagminnie nie spłacał swoich długów i przegrał kilka spraw w sądzie. Czuma nie ma sobie nic do zarzucenia i twardo trzyma się ministerialnego stołka. Najpierw powinien jednak zapłacić za wyjazd służbowym autem na zakupy. Gdyby zamówił taxi, kosztowałoby go to ok. 50 zł. Większość Polaków ma już dość skandali wokół ministra sprawiedliwości. Według sondażu GFK Polonia dla "Rzeczpospolitej" aż 71 proc. badanych uważa, że premier powinien zdymisjonować Czumę.