To paradoksalna sytuacja, ale pozytywny bilans wzrostu PKB wynika z tego, że rząd Donalda Tuska nie zdołał zrealizować swojej polityki. Platformie nie udała się obrona niskiego deficytu, co ratuje nas dziś w postaci popytu wewnętrznego. Chciała zatrzymania wartości złotego ze względu na wejście do strefy euro. I to się nie powiodło, dzięki czemu eksporterzy mają lepszą pozycję, co przekłada się na produkcję i miejsca pracy.
Dzięki tym porażkom rządu faktycznie możemy skończyć rok ze wzrostem bezrobocia nie większym niż 2 proc., choć to i tak niemało. Osobiście liczę się ze wzrostem o 2-2,5 proc. Czeka nas jednak wiele zagrożeń, które mogą te prognozy pogorszyć.
Nie należy prowadzić polityki opartej na pesymizmie. Trzeba jednak mieć scenariusze rozwiązań na czas, kiedy pesymizm stanie się realizmem. W polityce rządu Tuska nie podobały mi się opóźnienia związane z nowelizacją budżetu. Teraz fatalne jest orientowanie się na wariant wyłącznie optymistyczny. Rząd powinien dmuchać na zimne.
Na sytuację naszej gospodarki wpływa wiele czynników. Przede wszystkim wspomniany popyt wewnętrzny. Mam jednak obawy, że jest to kwestia opóźnienia kryzysu. Zwróćmy uwagę, że płace realne zaczęły już spadać. I jeżeli ten trend się zakorzeni, to będziemy mieli problem.
Duża część firm w Polsce to spółki córki dużych koncernów zagranicznych. I boję się, że mogą chcieć ratować się naszym kosztem. To tam są ich siedziby, tam mają interesy polityczne. I ciężko będzie się przed tym bronić. Bo to zachodnie koncerny decydują, kto rządzi ich filiami w Polsce.
Problemem mogą też być bankructwa. Tzw. toksyczne aktywa nie zostały jeszcze w pełni oszacowane. Wciąż może ich być dużo. Sprzeczne analizy mogą płynąć z rynku jeszcze rok, dwa. Dopiero po tym czasie będziemy wiedzieć, co się naprawdę stało, jakie będą skutki dla gospodarki. Choć kiedy wyjaśni się jedno, to pojawią się kolejne znaki zapytania, wynikające z konsekwencji zadłużenia państw zachodnich.
Ryszard Bugaj
Dr hab. nauk ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk, doradca ekonomiczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Kryzys jeszcze się nie zaczął
Zapowiedzi Ministerstwa Pracy o wzroście bezrobocia o zaledwie 1-2 proc. oceniam jako realne, ale może być i gorzej. Na szczęście do tej pory bezrobocie rośnie w Polsce wolniej, niż można się było obawiać. Jesteśmy też jednym z nielicznych krajów europejskich, którym udaje się uniknąć drastycznego wzrostu bezrobocia.
Potwierdzają to też dane z ostatnich miesięcy. Co prawda bezrobocie nieznacznie rosło pomimo pozytywnego wpływu pracy sezonowej, ale niezależnie od tego wzrost nie był duży. Pamiętajmy, że zapowiedzi były o wiele bardziej pesymistyczne i mogliśmy się obawiać dużo gorszej sytuacji.
Owszem, sytuacja polskiej gospodarki nie zależy wyłącznie od nas i bezrobocie może wzrosnąć ze względu na przyczyny zewnętrzne. Zwróćmy jednak uwagę, że w chwili, w której niemal wszędzie w Europie mamy spadek produkcji o 5-6 proc., u nas ten wskaźnik wciąż rośnie. Mamy podstawy by sądzić, że w drugiej połowie roku będzie podobnie. A może nawet lepiej.
Szansą na zmniejszenie liczby bankructw polskich przedsiębiorstw mogłyby być gwarancje kredytowe. Musimy jednak zdać sobie sprawę, że przeciwko samemu faktowi upadłości firm niewiele możemy zdziałać. W czasie recesji to norma. Powinniśmy się skupić na ratowaniu tych z nich, które upaść nie muszą. Żeby dobrze działające i prosperujące firmy nie bankrutowały ze względu na decyzje banków o zablokowaniu kredytów.
Opinie na temat kryzysu są różne, bo sami ekonomiści różnią się w swoich poglądach. Moim zdaniem kryzys jeszcze się nie zaczął. Gorsze miesiące dopiero nadejdą. Nie wszystko psuje się bowiem nagle, w pierwszym dniu spowolnienia gospodarczego. Myślę, że niektórzy ekonomiści zbyt pochopnie i zbyt łatwo przekładają sytuację gospodarczą USA na warunki polskie. Poprawa sytuacji w Stanach przełoży się na Polskę i Europę dopiero po dłuższym czasie.
Witold Orłowski
Prof. nauk ekonomicznych, były doradca ekonomiczny prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego