Z podniebnych taksówek korzysta również szef jego kancelarii Tomasz Arabski (41 l.). To on najgłośniej krytykował Lecha Kaczyńskiego (59 l.) za korzystanie z rządowych samolotów.
Piątek. Godz. 19.00. Warszawa. Wojskowa część lotniska Okęcie. Pod halę odlotów podjeżdża rządowa kolumna samochodów z premierem Donaldem Tuskiem i szefem jego kancelarii Tomaszem Arabskim. Na szefa rządu czeka już samolot wojskowy Jak-40 z załogą. Ustaliliśmy, że premier miał lecieć do Gdańska już o godz. 17, ale zatrzymały go w kancelarii służbowe obowiązki. Dwie godziny później już bez opóźnień Tuskowi udaje się odlecieć w stronę Trójmiasta. Mijają trzy kwadranse i szef rządu jest już na gdańskim lotnisku w Rębiechowie. Wysiada z rządowego samolotu, tuż za nim z prezentem pod pachą podąża minister Arabski. Na rządowych prominentów czekają dwie limuzyny z funkcjonariuszami BOR. Do jednej wsiada Arabski, do drugiej Tusk. Z lotniska limuzyny pędzą prosto do domów polityków. W tym czasie rządowy samolot wraca do stolicy.
Godzina lotu Jakiem to koszt 15 400 zł. Czyli kurs do Gdańska i z powrotem kosztował podatników ponad 22 tysiące złotych. Dla porównania bilet na rejsowy samolot z Warszawy do Gdańska to góra 400 zł. Nawet gdyby zabrał ze sobą czterech borowców, wydałby 2 tys. zł.
Jak ustalił niedawno serwis tvp.info, w ciągu 10 miesięcy (od początku roku do 15 października) Donald Tusk 26 razy latał rządowym samolotem na trasie z Warszawy do Gdańska i z powrotem.
Premier ma prawo korzystać z rządowych samolotów nawet w drodze do domu. Ale trudno zrozumieć postawę współpracowników premiera, którzy zawsze twierdzili, że na weekend lata on rejsowymi samolotami. Najgłośniej mówił o tym... minister Arabski.
Na stronach kancelarii można znaleźć komunikat, że w sobotę premier przebywał z wizytą w woj. pomorskim. Uczestniczył m.in. w spotkaniu wigilijnym seniorów w Jerzycach. Zawsze więc będzie można powiedzieć, że w swoją 27. podróż samolotem rządowym w rodzinne strony poleciał... właściwie służbowo, a do domu wpadł tylko przy okazji.