Warszawa, godz. 21. Mirosław Drzewiecki wychodzi z hotelu sejmowego. Towarzyszy mu jego rzeczniczka prasowa z okresu, kiedy stał na czele resortu sportu. Oboje przez całą drogę burzliwie dyskutują. Po krótkim spacerze znikają w bramie jednej ze stołecznych kamienic.
Patrz też: Tak "Miro" grał przed komisją
Pełechaty z ministerstwa odeszła razem z Drzewieckim. Wcześniej przygotowywała konferencje prasowe ministra i była odpowiedzialna za jego wizerunek w mediach. W sejmowych kuluarach mówiło się, że Drzewiecki darzy ją szacunkiem i ma do niej ogromne zaufanie. Nic więc dziwnego, że i teraz blisko ze sobą współpracują. To Pełechaty pomagała byłemu szefowi w przygotowaniach do trudnego przesłuchania przed komisją śledczą. To ona przynosiła mu dokumenty i pomagała odpowiadać na pytania śledczych. Wczoraj nie chciała z nami rozmawiać na temat współpracy z byłym ministrem. Napisała jedynie SMS-a. "Współpraca z panem Mirosławem Drzewieckim to zaszczyt" - oświadczyła. Bardziej wylewna była na internetowym portalu nasza-klasa. Pod zdjęciem, na którym Pełechaty stoi obok Drzewieckiego, można przeczytać takie jej słowa: "Praca z moim szefem to zaszczyt. Dziękuję za dwa najlepsze lata mojego życia. Na tym zdjęciu idziemy się pożegnać, ale wierzę, że wrócimy. Na pewno wrócimy".