Od trzydziestu lat Alojzy Tomczak (62 l.) prowadzi szkółkę leśną pod Rzepinem. Podczas swych wędrówek po lasach, zauważył, że dziki uwielbiają potrawy wysokobiałkowe, a do takich należą pędraki i turkucie podjadki, które są szkodnikami podgryzającymi korzenie drzewek leśnych. Długo zastanawiał się jak by te kulinarne upodobania dzikich świń wykorzystać. Okazja pojawiła się, kiedy locha hodowana w jednym z gospodarstw uciekła do lasu. Po kilku dniach wróciła do zagrody. Okazało się, że podczas ucieczki musiała w lesie zaprzyjaźnić się z samcem dzika. Z tego związku na świat przyszły trzy prosiaczki. Tyle tylko, że nie różowe, ale kosmate. Małe świniodziczki.
Pan Alojzy zrozumiał, że oto ma szansę, aby tę krzyżówkę wykorzystać do walki ze szkodnikami. Kupił od rolnika warchlaki, wychował. I pewnego dnia, ku osłupieniu innych leśników oraz okolicznej ludności, wyszedł na tere szkółki prowadząc na smyczy trójkę świnio - dziczków. Te z zapałem zabrały się do roboty, wygrzebując i pałaszując pędraki i turkucie podjadki. Problem w tym, że maluchy szybko rosły, a dorosłego 120-kilogramowego świnio - dzika trudno było utrzymać na smyczy.I wtedy pan Alojzy, postanowił zabawić się w genetyka. Korzystając z tego, że w prowadzonej przez niego szkółce były także małe świnki wietnamskie, postanowił skrzyżować je ze świnio – dzikami. Eksperyment się powiódł. Z krzyżówki leśnik uzyskał ważące o połowę mniej od poprzedników, ale równie żarłoczne ,,świnio-dziki wietnamskie''. Najpiękniejszym okazem jest trzyletni dziś Franek. który na polu ryje za dwóch, a za panem Alojzym chodzi jak pies.Efekty pracy wychowanków leśnika są doskonale widoczne. Jego szkółka pod Rzepinem przypomina doskonale utrzymany ogród francuski. A wszystko dzięki pomysłowi i genetycznym eksperymentom.
Świniodziki ratują drzewka w szkółce leśnej
Od trzydziestu lat Alojzy Tomczak (62 l.) prowadzi szkółkę leśną pod Rzepinem. Podczas swych wędrówek po lasach, zauważył, że dziki uwielbiają potrawy wysokobiałkowe, a do takich należą pędraki i turkucie podjadki, które są szkodnikami podgryzającymi korzenie drzewek leśnych. Długo zastanawiał się jakby te kulinarne upodobania dzikich świń wykorzystać. Okazja pojawiła się, kiedy locha hodowana w jednym z gospodarstw uciekła do lasu. Po kilku dniach wróciła do zagrody. Okazało się, że podczas ucieczki musiała w lesie zaprzyjaźnić się z samcem dzika. Z tego związku na świat przyszły trzy prosiaczki. Tyle tylko, że nie różowe, ale kosmate. Małe świnio - dziczki.Pan Alojzy zrozumiał, że oto ma szansę, aby tę krzyżówkę wykorzystać do walki ze szkodnikami. Kupił od rolnika warchlaki, wychował. I pewnego dnia, ku osłupieniu innych leśników oraz okolicznej ludności, wyszedł na teren szkółki prowadząc na smyczy trójkę świnio - dziczków. Te z zapałem zabrały się do roboty, wygrzebując i pałaszując pędraki i turkucie podjadki. Problem w tym, że maluchy szybko rosły, a dorosłego 120-kilogramowego świnio - dzika trudno było utrzymać na smyczy.
I wtedy pan Alojzy, postanowił zabawić się w genetyka. Korzystając z tego, że w prowadzonej przez niego szkółce były także małe świnki wietnamskie, postanowił skrzyżować je ze świnio – dzikami. Eksperyment się powiódł. Z krzyżówki leśnik uzyskał ważące o połowę mniej od poprzedników, ale równie żarłoczne ,,świnio-dziki wietnamskie''. Najpiękniejszym okazem jest trzyletni dziś Franek. który na polu ryje za dwóch, a za panem Alojzym chodzi jak pies.Efekty pracy wychowanków leśnika są doskonale widoczne. Jego szkółka pod Rzepinem przypomina doskonale utrzymany ogród francuski. A wszystko dzięki pomysłowi i genetycznym eksperymentom.