Pani Beata przyjechała do szpitala w Rzeszowie z 9-miesięczną córeczką. Dziecko doczekało się pomocy lekarskiej po czterech godzinach. - Kartę wydano mi o godz. 20.40, a z gabinetu wyszłam około godz. 1. Jedno dziecko w gabinecie lekarskim spędzało średnio ok. 40 minut - opowiada pani Beata. Skąd taka sytuacja. Do gabinetu tuż po godzinie 23 zapukał dostawca pizzy. Lekarka natychmiast wyprosiła małego pacjenta z matką i zarządziła przerwę. - Jak to jest możliwe, że na korytarzu czekają rodzice z maleńkimi dziećmi, a przyjmuje jeden lekarz i jeszcze robi sobie przerwę. Jeżeli byłaby wywieszona informacja, że na przykład od godz. 23 do 23.30 jest przerwa, nikt by nie miał pretensji - przekonuje kobieta. Dopiero po tym, jak rodzice czekający w kolejce zaczęli głośno protestować, lekarka znowu zaczęła przyjmować.
Dyrekcja szpitala tłumaczy, że zgodnie z podpisanym z NFZ kontraktem, ambulatoryjną opiekę nocną i świąteczną mieszkańcom Rzeszowa zapewnia Szpital Wojewódzki nr 2 oraz Centrum Medyczne Medyk. Natomiast mieszkańcom z powiatu rzeszowskiego - ośrodki zdrowia w Dynowie i Sokołowie Młp - czytamy na nowiny24.pl. - Niestety, na ogół jest tak, że pacjenci z okolicznych miejscowości i tak przyjeżdżają do nas. W takiej sytuacji nie możemy nikomu odmówić udzielenia pomocy - tłumaczy dyrekcja. W wyniku tego przed gabinetem tworzą się kolejki zniecierpliwionych pacjentów.
Zobacz: Pomóż Oskarkowi ze Świnoujścia. Jego serduszko źle pracuje
Po interwencji dziennikarzy lokalnej gazety, dyrekcja zarządziła wprowadzenie stałych godzin przerw. - Skorzystamy z sugestii Czytelniczki Nowin, bo to dobre rozwiązanie. Lekarz to też człowiek. Musi kiedyś odpocząć. Dotychczas organizowali sobie przerwę, kiedy ruch był mniejszy - tłumaczy dyrekcja.
Zobacz też: KONIEC ŚWIATA coraz bliżej! Nostradamus przepowiedział, że nastąpi w listopadzie 2015.