Jerzy N. (+40 l.) pierwszy raz trafił za kraty już w 1990 roku, za rozbój. Mężczyzna dostał od wołomińskiego sądu wyrok 5 miesięcy więzienia. Druga odsiadka, w 1995 roku, była dłuższa. Za kolejny rozbój dostał pięć lat. Wyszedł z więzienia w 2000 roku. Wtedy też związał się z Katarzyną C. W ich domu awantury były na porządku dziennym. Jerzy N. pił, a wtedy katował i terroryzował konkubinę. Kobieta dopiero w listopadzie 2010 roku odważyła się donieść na konkubenta. Sprawa trafiła do prokuratora, ale kobieta nagle wycofała oskarżenia. Mężczyzna był wtedy badany przez lekarzy ze szpitala psychiatrycznego w Drewnicy, ale ci uznali, że nie ma powodu, żeby go izolować.
W marcu 2011 roku konkubent ranił Katarzynę C. nożem. - W tym wypadku nie było nawet aktu oskarżenia. Kobieta skorzystała z możliwości odmowy składania zeznań - wyjaśnia prokurator Artur Orłowski z Prokuratury Rejonowej w Wołominie. Kobieta odmawiała też założenia niebieskiej karty. Ostatni raz policjanci interweniowali w domu przy ul. Sławkowskiej w maju 2011 roku. Od tamtej pory kobieta była w stałym kontakcie z dzielnicowym. Policjant dzwonił do Katarzyny C. i osobiście odwiedzał jej dom kilkanaście razy przez ten czas. Jak ustalił "Super Express", ostatni raz widzieli się w czwartek. Funkcjonariusz spotkał kobietę na spacerze podczas patrolowania rewiru. Katarzyna C. miała wtedy powiedzieć, że między nią a Jerzym N. "już od dawna nie było tak dobrze"...
Rzecznik policji zwala winę na sąsiadów
Rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Mrozek (40 l.) od niedzielnego popołudnia zarzuca sąsiadom zmowę milczenia i broni policjantów przed oskarżeniami o zaniechania. Twierdzi, że w domu były trzy interwencje policji, jedna pod koniec 2010 roku, dwie w pierwszej połowie 2011 roku. Podczas jednej z nich kobieta zaalarmowała mundurowych, że konkubent ją pobił. Policja wszczęła dochodzenie, Katarzyna C. została przesłuchana, ale powiedziała, że nie czuje się pokrzywdzona i nie wnosi o ukaranie mężczyzny. - Osoby, które twierdzą, że w tym domu działo się coś złego, nie informowały o tym policji. W pewnym sensie możemy ocenić to jako zmowę milczenia, znieczulicę - stwierdził w rozmowie z Gazetą.pl.