Sąsiedzi zdążyli przywyknąć do krzyków dochodzących ze starego domu przy ul. Sławkowskiej. Barykadowali się wtedy we własnych domach, bo nigdy nie było wiadomo, co Wiesławowi M. strzeli do głowy. Chadzał po okolicy z siekierą i według relacji świadków bała się go nawet policja.
W niedzielę nad ranem krzyki nie trwały długo...
Wiesław N. postanowił zgładzić swoją rodzinę. Wziął kuchenny nóż i zaatakował brutalnie konkubinę Katarzynę C. (40 l.), jej córka, 15-letnia Sylwia, usiłowała ratować mamusię. Wtedy silne ciosy spadły na jej szyję i głowę. Obie zginęły na miejscu.
Potwór był w amoku, wciąż brakowało mu krwi. Rzucił się wtedy na dwójkę swoich małych dzieci. Wbił nóż w główkę Hubercika (8 l.), a potem poderżnął gardło Darii (10 l.). Myślał, że dzieci nie żyją, więc wybiegł z domu.
Zalane krwią maluchy i zwłoki ich matki i siostry znalazła rodzina. Potem na podwórku domu 3 km dalej znaleziono też powieszonego Wiesława .
Dzieci trafiły do szpitala w Warszawie. - Dziewczynka była przytomna - mówi "Super Expressowi" jedna z pielęgniarek. Stan malutkiego Huberta, który ma głęboką ranę głowy, jest znacznie poważniejszy. Chłopiec od razu trafił na stół operacyjny.
Śledztwo prowadzi wołomińska prokuratura. Policjanci nie chcą zdradzać żadnych szczegółów tej masakry. Czy dlatego, że jak sądzą świadkowie i sąsiedzi, policja nie zrobiła nic, by ratować rodzinę?
Sąsiedzi zabitej kobiety przyznają, że jej konkubent był doskonale znany policji. - On ciągle ich nachodził i urządzał awantury. Tu ciągle przyjeżdżała policja, ale oni sami się go bali i zostawiali rodzinę bez pomocy. Tym bardziej że dwóch policjantów już kiedyś pobił - mówi Katarzyna Kufit (41 l.), znajoma Katarzyny C., która nie kryje złości na mundurowych. - Policja czekała chyba, aż dojdzie do tragedii i oni są za to odpowiedzialni! - stwierdza ostro. Policja potwierdza, że w domu były trzy interwencje. Ostatnia w 2011 roku.