– To niestety prawda – opowiada "Super Expressowi" ze smutkiem osoba z najbliższej rodziny Marcinkiewicza. – Marysia miała poważne problemy ze zdrowiem. Nadal musi zresztą odwiedzać lekarzy i regularnie się badać – opowiada.
Patrz też: Kompromitacja Kazimierza - Marcinkiewicz zakochany w Isabel
Najnowszy wpis na blogu Marcinkiewicza jest wstrząsający. I to nie tylko dlatego, że były premier w tak bezceremonialny sposób opowiada o ciężkiej chorobie byłej żony, którą porzucił po 28 latach małżeństwa. Szokujący jest również z powodu niewyobrażalnej ilości jadu, jaką sączy Marcinkiewicz wobec dziennikarzy i niesprawiedliwych oskarżeń, którymi miota.
„Moja była żona rzeczywiście zachorowała 9 lat temu i leczyła się przez kolejnych mniej więcej 6 lat. W tym czasie zawsze byłem z nią. Od kilku lat jest na szczęście zdrowa” – napisał bezceremonialnie Marcinkiewicz. Musimy przyznać, że „Super Express” wiedział o niezwykle poważnej chorobie pani Marii Marcinkiewicz. Wiedzieliśmy o jej cierpieniu i o tym, że rodzina była wstrząśnięta tym, iż były premier porzuca ją w tak dramatycznym momencie. Ale uznaliśmy, że to nazbyt osobista sprawa, aby ją upubliczniać. Niech ciąży na sumieniu Marcinkiewicza.
Tymczasem były premier upublicznił ją, a przy okazji opluł jedną z najbardziej znanych polskich dziennikarek.
„Uznanej dziennikarce” – jak o niej pisze – zarzucił, że rozpuszcza nieprawdziwe plotki na jego temat. – Nie chcę komentować tego, co robi Kazimierz Marcinkiewicz. Nie będę się nim zajmować – skomentowała krótko jego wpis Monika Olejnik. Były premier, który pouczał wszystkich i mówił, jak ważne są wartości rodzinne, nie poczuwa się do winy. A to przecież on dla londyńskiej kochanki zostawił wspaniałą żonę i czwórkę dzieci. Teraz cynicznie oskarża dziennikarzy i pisze, że to oni zrujnowali jego karierę.
Prawda jednak jest taka, że od kiedy zrobił ze swojego rozwodu żałosny spektakl, wielkie firmy, w których był zatrudniony, nie chcą z nim współpracować. 9 kwietnia rozstanie się z nim Netia. Jako członek rady nadzorczej tej firmy zarabiał podobno kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Oficjalnie to Marcinkiewicz złożył rezygnację. Uzasadnił to „powodami osobistymi”. Ale jak się spekuluje, sprawa jego zwolnienia była już przesądzona. Została mu jeszcze współpraca z bankiem Goldman Sachs. Tym, który swoimi spekulacjami obniżał wartość polskiej złotówki. Pytanie na jak długo? Alexander Dibelius, szef banku Goldman Sachs na nasz region Europy, powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Wolimy, by nasi współpracownicy nie byli tak aktywni medialnie”. Może to oznaczać tylko jedno.
Marcinkiewicz po skandalach, jakie towarzyszą jego osobie, i tam straci robotę. Byłemu premierowi kończy się praca w biznesie. Nie ma też szans na powrót do polityki. – Wokół osoby byłego premiera jest zbyt dużo negatywnych spraw. Zbyt dużo mu zarzucono, by dziś mógł być wiarygodny dla społeczeństwa. Jego powrót do polityki jest w najbliższym czasie niemożliwy – ocenia prof. Wojciech Cwalina, specjalista od marketingu politycznego.
Jeszcze trochę, a Marcinkiewicz będzie musiał przejść na utrzymanie swojej kochanki. Wspólnie będą mieć z pewnością znacznie więcej czasu na pisanie bloga. Tylko ciekawe, czy Isabel będzie nadal tak szaleć za Marcinkiewiczem, który nie ma grosza przy duszy.