- Jest ochrona danych osobowych, nie muszę z wami rozmawiać. I nie wyrażam zgody na to, abyście pisali, jak ja się nazywam – usłyszeliśmy od dyrektorki szkoły w Dąbrowie Biskupiej. Pani dyrektor, choć piastuje funkcję publiczną, nie miała ochoty tłumaczyć, dlaczego szkoła nie poradziła sobie z konfliktem uczennic, a być może dolała nawet oliwy do ognia, stając po stronie Niny. Bo jak twierdzą koledzy skonfliktowanych dziewcząt, właśnie to sprawiło, że Daria postanowiła rozwiązać sprawę po swojemu i w sposób ostateczny.
- To dobra dziewczyna. Nie wiem, co jej strzeliło do głowy – mówi sąsiadka Darii. A matka nastolatki nic tylko płacze, bo jej córkę na czas śledztwa sąd umieścił w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. Wina Darii nie ulega wątpliwości, bo jej czyn nagrała kamera, zainstalowana na budynku przez rodzeństwo Niny. Zawisła tam na wszelki wypadek, bo wcześniej ktoś ciskał w dom kamieniami. Na filmie widać więc, jak Daria podchodzi pod dom, a potem rzuca w okno butelkę z łatwopalną cieczą.
- Była pierwsza w nocy. Na szczęście nie spałam, bo wszyscy byśmy spłonęli – mówi Władysława P. (67 l.), babcia Niny. Poparzyła sobie ręce, gasząc pożar, który wybuch w mieszkaniu. I nie rozumie, jak mogło do tego dojść.
- A ja myślę, że to wina tych tabletów i smartfonów. Dzieciaki jak rano czekają na autobus do szkoły to nawet z sobą nie gadają. Każde ma oczy wlepione w ekran – mówi sąsiadka Darii.