- Zabił mi dziecko i nie ma sprawy? Nie pogodzę się z tym nigdy - mówi zrozpaczona Katarzyna Jęsiek, matka Michałka Jęsieka (10 l.), który zginął pod kołami auta Mirosława W.
Kobieta nie może zrozumieć, że gdy doszło już do wypadku, Mirosław W. nie zatrzymał się, żeby wezwać pomoc.
- Pojechał do domu i stamtąd zadzwonił na policję, ale zrobił to dopiero, gdy zorientował się, że zgubił tablicę rejestracyjną - argumentuje pani Katarzyna.
Początkowo wystarczyło to śledczym, żeby postawić mężczyźnie surowe zarzuty. Teraz jednak okazało się, że Mirosław W. jest niewinny, a winę za wypadek zrzucono na Michała. - Kierujący samochodem nie miał możliwości realnego uniknięcia potrącenia pieszego - informuje Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
A narkotyki? - Ilość środka odurzającego obecna w organizmie kierowcy nie miała wpływu na jego sprawność psychomotoryczną - twierdzi prokuratura. Nie ma też problemu z ucieczką z miejsca zdarzenia. - Śmierć pieszego była nagła, w chwili odrzucenia przez pojazd na podłoże pieszy już nie żył, zatem ustał obowiązek udzielenia pomocy - wyjaśniają śledczy. - Mirosław W., siadając za kierownicę po narkotykach, ruszył, by zabić. Czy prokuratorzy w końcu to zrozumieją? - mówi bezsilna pani Katarzyna.