Dramatyczne zdarzenia rozegrały się w lipcu 2016 roku. Paulina mieszkała wtedy w Niemczech z mężem Mariuszem i dwójką synów - Igorem (9 l.) i Olafem (+14 mies). Kobieta nie była szczęśliwa w tym związku. 11 lipca doszło do kolejnej kłótni między małżonkami. Mariusz M. wezwał do domu policję. Ponoć bał się, że żona popełni samobójstwo, że zrobi krzywdę dzieciom. Gdy przyjechała policja, ze starszym synem poszedł spać do sąsiada. Oboje zdawali sobie sprawę, że o tej interwencji raczej dowie się Jugendamt.
Gdy Paulina M. się uspokoiła, a policja sobie pojechała, kobieta zabrała synka do samochodu i ruszyła w podróż. Zatrzymała się na obrzeżach Szczecina. Był 12 lipca. Najpierw zaczęła się kaleczyć, ale uznała, że nie może umrzeć pierwsza. Zabiła więc synka. Gdy chłopiec już nie żył, włożyła go do fotelika samochodowego, zapięła pasami i przykryła kocykiem. Pojechała dalej. W okolicy Sierpca z premedytacją wjechała pod ciężarówkę. Jakimś cudem przeżyła wypadek.
Oskarżona o zabójstwo syna stanęła przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. Ten skazał ją na 25 lat pozbawienia wolności. Na nic się zdały łzy Pauliny M., która przed sądem skruszona mówiła, że życie ją i tak bardzo ukarało.
- Sąd uznał, że oskarżona działała z premedytacją - mówi Tomasz Szaj, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie. - Zadała dziecku z dużą siłą dwa ciosy nożem. Biegli uznali, że w momencie popełniania czynu była w pełni poczytalna - dodaje.
Jak przyznała Małgorzata Orkwiszewska z Prokuratury Okręgowej w Sierpcu, ten wyrok odpowiada oczekiwaniom prokuratury. Nie będzie więc apelacji.
Zobacz także: "Fotograf" gwałcił swoje modelki. Jest wyrok sądu