Ta sprawa budzi bardzo silne emocje. Wszystko dlatego, że Katarzyna i Michał S. są sympatykami ruchu antyszczepionkowego. Właśnie z tych przyczyn nie chcieli się zgodzić, aby ich urodzona w zeszły czwartek córeczka została poddana jakimkolwiek badaniom. Nie tylko nie zgodzili się na umycie dziecka z mazi poporodowej, ale przede wszystkim nie chcieli, aby lekarze szczepili ich córkę. W efekcie szpital poprosił o pomoc sąd, który w piątek ograniczył rodzicom prawa w zakresie opieki medycznej. Dlatego państwo S. wykradli własne dziecko z porodówki i przepadli bez śladu.
Wczoraj przed sądem reprezentował ich adwokat. A pod sądem wspierał ich tłum działaczy Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach. Ludzie skandowali: "Dzieci należą do rodziny". Mieli też transparenty z napisami: "Czyje są dzieci?! Mamy i taty czy rządu!?".
Rozprawa została utajniona i przeciągnęła się do późnego popołudnia. Mecenas Arkadiusz Tetela, pełnomocnik rodziców dziecka, dostarczył do sądu list państwa S. z prośbą o uchylenie nadzoru kuratorskiego nad rodziną, ponieważ ten może działać na niekorzyść dziecka. I chodzi tu o ewentualne przymuszanie do wykonania procedur medycznych, na które rodzice nie wyrażają zgody.
- Najważniejsze jest też to, by mama mogła zajmować się dzieckiem, a obecnie istnieje nawet możliwość, że przez tę stresującą sytuację straci pokarm - mówił mecenas Tetela.
Kwestię kuratora sąd postanowił jednak rozpatrzyć na odrębnym posiedzeniu niejawnym, natomiast w sprawie władzy rodzicielskiej podejmie ostateczną decyzję na kolejnej rozprawie - 13 października.
Zobacz: Pomoc dla rodziny z Białogardu: Zbierają pieniądze dla poszukiwanych rodziców
Sprawdź: Lekarze apelują do rodziców, którzy porwali dziecko: Wróćcie do szpitala ratować córkę
Dowiedz się: SZOK! Wykradli własne dziecko ze szpitala