Sąd wypuścił kata, a on zabił żonę

2009-02-23 8:00

Idźcie do babki, bo chcę zabić waszą mamę! - ryknął Marek W. (32 l.) do struchlałych ze strachu synów Karola (7 l.) i Szymonka (5 l.), po czym przystąpił do swego makabrycznego dzieła.

To przerażające, ale gdyby nie wyrozumiałość Sądu Okręgowego w Lublinie, do tej tragedii nigdy by nie doszło! Chociaż Marek W. od lat katował żonę, za co w końcu trafił do aresztu, to łaskawy sędzia po miesiącu pozwolił mu wyjść na wolność. Dzięki tej skandalicznej decyzji, bestia w ludzkiej skórze mogła z zimną krwią zabić matkę swoich dzieci.

Diabeł w niego wstąpił

Dorota Witek (30 l.) z Chodla (Lubelskie) przez lata przeżywała prawdziwą gehennę z mężem Markiem W. (32 l.) u boku. Bo chociaż na początku małżeństwa nic nie wskazywało na to, że Marek byłby w stanie podnieść rękę na żonę i dzieci, to damski bokser szybko pokazał swoje prawdziwe oblicze. Z biegiem czasu mężczyzna zamiast pracy coraz częściej wybierał tanie wino i towarzystwo szemranych typów. Ciężar utrzymania całego domu spadł na Dorotę. Kobieta z pensji kasjerki w sklepie spożywczym musiała nakarmić dzieci i dać mężowi pieniądze na alkohol. Z biegiem czasu Marek stawał się coraz bardziej brutalny, kilka razy w domu rodziny W. interweniowała nawet policja. Katowana Dorota cały czas łudziła się jednak, że wszystko się zmieni, gdy mąż wyjedzie do pracy za granicę. Niestety, gdy pół roku temu Marek W. wrócił z Anglii, zaczął zachowywać się tak, jakby wstąpił w niego diabeł.

Uciekali przed bestią

Mężczyzna praktycznie nie trzeźwiał i nie było dnia, by w pijackim widzie nie podniósł ręki na żonę. - Dzieciaki i siostra bali się go ja kognia, bo ich bił. Wiele razy musieli nocować u nas - opowiada Krzysztof Kot (37 l.), mieszkający również w Chodlu brat Doroty. 19 stycznia, po kolejnym z dzikich napadów Marka W. na bezbronną żonę - postanowieniem Sądu Rejonowego w Opolu Lubelskim mężczyzna został aresztowany. Rodzina zwyrodnialca w końcu odetchnęła z ulgą, bo Marek W. na wyrok w sprawie znęcania się nad rodziną miał czekać za kratami.

Sielanka Doroty W. i dwójki jej dzieci, Karola (7 l.) i Szymonka (5 l.), nie trwała jednak długo. Bezczelny kat złożył zażalenie na decyzję sądu w Opolu Lubelskim, a litościwy Sąd Okręgowy w Lublinie zdecydował się wypuścić bestię na wolność już po miesiącu aresztu.

Wrócił, by zabić

W miniony czwartek Marek W. mógł ponownie cieszyć się wolnością, a nad bezbronną rodziną zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Psychopata już wcześniej zaplanował bowiem swoją przerażającą zbrodnię. - Przy wódce powiedział mi, że zaszlachtuje albo ją, albo jego - zdradza anonimowo jeden z kolegów mordercy. Marek W. podejrzewał bowiem żonę o romans z młodym człowiekiem z sąsiedniej miejscowości. W sobotę mężczyzna zaczął wcielać swój koszmarny plan w życie.

Dochodziła godzina 16, kiedy męż-czyzna poszedł po żonę do pracy. Cały czas krzyczał na nią i pchał, żeby szybciej szła. Jednak dopiero, gdy weszli do domu, zaczął się prawdziwy dramat. - Idźcie do babki, bo chcę zabić waszą mamę - morderca warknął do synów. Chłopcy wybiegli z domu, nie oglądając się za siebie. Niestety, gdy zaalarmowani przez nich bliscy przyszli Dorocie na pomoc, było za późno. - Cały dom był dosłownie skąpany we krwi. Straszliwie pobita Dorotka leżała w dużym pokoju. Miała poderżnięte gardło - brat ofiary Tomasz Kot (25l.) nie zapomni tego widoku do końca życia.

Policjanci złapali bestię po kilku minutach. Markowi W. grozi dożywocie. - Niech sędzia, który go wypuścił, spojrzy teraz tym sierotom w oczy - mówi pani Agnieszka (33 l.), starsza siostra zabitej, chowając swoją głowę w dłoniach.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki