Sytuacja rodzinna Ratajczaków jest dość skomplikowana. Mieszkają w dwupokojowym mieszkaniu. Ich córka Renata ma kłopoty z alkoholem, a wnuczka Małgorzata porzuciła swoją córkę Wiktorię (5 l.)
i z dnia na dzień po prostu zniknęła z domu. - Dosyć nieszczęść jak na jedną rodzinę, prawda? - pyta pan Kazimierz. Gdy więc we wrześniu ubiegłego roku sąd powierzył opiekę nad Wiktorią pradziadkom, pan Kazimierz był przeszczęśliwy. - Najważniejsze, że jesteśmy razem - powtarzał. Niestety, jego radość nie trwała zbyt długo. Przed świętami pan Kazimierz zaprowadził Wiktorię do przedszkola. Tego samego dnia kuratorzy zabrali stamtąd dziewczynkę i umieścili ją w zawodowej rodzinie zastępczej. Tak bowiem postanowił sąd.
- Nie mogę się z tym pogodzić, nie mogę - mówi zrozpaczona pani Danuta. - Ona nas kocha, a my ją! I opowiada, jak chodziła z prawnuczką pod wiejski krzyż odmawiać pacierz.
Rafał Agaciński z Sądu Rejonowego w Wągrowcu broni szokującej decyzji sądu.
- Chociaż nie ma przemocy wobec małoletniej, w domu dochodzi do kłótni między domownikami. A dziewczynka nie ma swojego kącika do zabawy i nauki.
W postanowieniu o zabraniu Wiktorii sąd napisał, że ze względu na wiek i postępujące schorzenia państwo Ratajczakowie nie są w stanie dalej opiekować się dzieckiem. Pradziadkowie odpierają zarzuty. Tłumaczą, że mimo podeszłego wieku mają dużo siły. - To nieprawda, że Wiktoria nie miała swojego miejsca do zabawy. Niewielkie, ale jest! - mówią i pokazują skromny kącik Wiktorii w ich mieszkaniu.
- Błagamy, niech Wiktoria do nas wróci - proszą rozpaczliwie. Przecież ona powinna być z nami, z rodziną!