- On chciał nas pozabijać, a my nawet nie wiemy dlaczego - mówi wstrząśnięta Ewa W. (39 l.) z Pleszewa (woj. wielkopolskie). Tylko cud i odwaga innych sąsiadów sprawiły, że w tej rzeźni nikt nie zginął.
Było wczesne przedpołudnie, gdy Ewa W. ze swoją mamą Ireną S. (69 l.) i 11-letnim synem Dominikiem krzątali się po mieszkaniu. Nagle domową sielankę przerwało walenie do drzwi. To był Dominik Sz. (31 l.), sąsiad z dołu. - Nigdy nie mówił nam dzień dobry, ale mieliśmy go raczej za spokojnego - mówi pani Ewa, pracownica urzędu pracy.
Ale tego dnia Dominik Sz. spokojny nie był. Kiedy pani Ewa otworzyła drzwi, zobaczyła go kipiącego furią. - Usłyszałam: "A teraz ci franco pokażę!" - opowiada pani Ewa. Rozjuszony sąsiad wepchnął bezbronną kobietę do mieszkania, wyciągnął z siatki siekierę i zaczęła się krwawa jatka.
Z dziką satysfakcją i obłędem w oczach zaczął walić swoje ofiary po głowie. - Najpierw rzucił się na mnie, potem na moją mamę - mówi pani Ewa. Po ścianach tryskała krew. - Udało mi się wyczołgać z mieszkania i zaczęłam wzywać pomocy - opowiada pani Irena. Na ratunek ruszyła rodzina Zimniaków z 4. piętra.
- Gdy zobaczyłam, jak ten zbir okłada siekierą panią Ewę, chwyciłam za kulę, która stała przy ścianie i zaczęłam go nią walić - mówi Dorota Zimniak (52 l.). Gdyby nie ona i jej bliscy, Dominik Sz. porąbałby niewinne kobiety. Poturbowałby też synka pani Ewy. Na szczęście jedynie drasnął go siekierą w policzek. Zimniakom udało się obezwładnić szaleńca i wezwać policję, która go aresztowała.
Pani Ewa i jej matka od razu trafiły na stół operacyjny. Na szczęście ich życiu nic już nie zagraża. Dominik Sz. prokuratorowi powiedział, że denerwował go hałas w mieszkaniu sąsiadów. Za to teraz nawet do końca życia, bo grozi mu dożywocie, będzie mógł się delektować ciszą w więziennych murach.