- Nie mam pojęcia, czemu on mnie napadł - wyznaje zszokowany Marian Milczarek (53 l.) z Kościelnika (Dolnośląskie), który od piątku leży w szpitalu. Ma zmasakrowaną twarz, posiniaczone ciało, no i brak mu części penisa. To, co go spotkało, normalnym ludziom nie mieści się w głowie.
W piątek pana Mariana odwiedził mieszkający w sąsiedztwie Wojciech S. (35 l.). Razem pojechali do szopy po przyczepę, którą chciał pożyczyć sąsiad. - Schyliłem się, a gdy próbowałem się wyprostować, on nagle rzucił się na mnie - tak o brutalnym ataku mówi roztrzęsiony Marian Milczarek. - Skakał po moim ciele i krzyczał, że mnie zabije. A potem odprawiał jakieś modły - dodaje mężczyzna.
Wojciech S. był perfekcyjnie przygotowany do ataku. Miał przy sobie ciężki łańcuch i paralizator. Najpierw obezwładnił ofiarę prądem, potem bił ją łańcuchem, następnie odgryzł mężczyźnie prawe ucho a na koniec... rzucił się z zębami na przyrodzenie ofiary. Chwycił je i tak mocno zatrzasnął szczękę, że odgryzł panu Marianowi ponad jedną trzecią jego męskości, czyli penisa. Krwawiącego i konającego z bólu mężczyznę zostawił w szopie i jak gdyby nigdy nic odjechał. To cud, że pan Marian doczołgał się do samochodu i zdołał dojechać do domu.
Zwyrodniały Wojciech S. trafił w ręce policji jeszcze tego samego dnia. - Został aresztowany za pobicie na trzy miesiące. Podczas przesłuchania tłumaczył, że odezwała się w nim natura - powiedział nam Edward Szafraniec, prokurator rejonowy w Lubaniu.