Rodzina Gołąbów z Zabrza (śląskie) na swoje mieszkanie harowała całymi latami. Krystianowi C. (49 l.) wystarczył ułamek sekundy, by dorobek ich życia rozerwać na milion strzępów. Ten znany ze spraszania do mieszkania pijaczków sąsiad detonował w swoim mieszkaniu butlę z gazem. Eksplozja zabiła jedną osobę, a drugą ciężko raniła. Wszyscy mieszkańcy kamienicy stracili dach nad głową, a sam Krystian C. rozpłynął się w powietrzu. Szuka go cała śląska policja.
- To był wielki huk, jakby uderzenie bomby - Andrzej Gołąb (45 l.) dobrze zapamiętał ten moment sobotniego popołudnia, gdy doszło do nieszczęścia. - Podleciałem do okna. Wtedy zobaczyłem chmurę dymu i ognia, unoszącą się nad kamienicą.
Patrz też: Ukraina: Eksplozja w szpitalu, pacjenci nie mieli szans
- Mieliśmy tylko pięć minut na opuszczenie mieszkania - wspomina dramatyczne chwile pan Andrzej. - Zabraliśmy tylko ubrania i szybko wybiegliśmy z mieszkania. Teraz z żoną Beatą (45 l.) oraz córkami Karoliną (14 l.) i Katarzyną (20 l.) znaleźli schronienie w pobliskiej organizacji kościelnej - Stowarzyszeniu Szensztackim. Budynek musiało w sumie opuścić 25 lokatorów. Potężna eksplozja spowodowała zawalenie się stropu, poddasza i trzech mieszkań na piętrze w połowie budynku. Z gruzowiska wyciągnięto martwego 55-letniego bezdomnego mężczyznę. Już wiadomo, że był uczestnikiem popijawy w mieszkaniu na pierwszym piętrze. 61--letni mężczyzna, który także tu balował, został ranny.
- Ustaliliśmy, że właściciel mieszkania opuścił je na krótko przed wybuchem - mówi Marek Wypych, rzecznik policji w Zabrzu. - Szukamy go teraz, ale na razie bez skutku. Poszukiwany to Krystian C. (49 l.). Mężczyzna wcześniej był już znany policji. Przed wybuchem w jego mieszkaniu od kilku dni była libacja. Zabawa trwała cały czas, tylko zmieniali się jej uczestnicy. - Czekamy, co dalej będzie - nie ukrywa niepokoju Andrzej Gołąb. - W poniedziałek budynek mają badać fachowcy z nadzoru budowlanego. Mieszkaliśmy tu 20 lat. Mamy nadzieję, że będziemy mieć znów własny dach nad głową. Najważniejsze, że nic nam się nie stało.