Opatrzność boska czuwała nad bawiącą się w piaskownicy Nikolą z Golubia-Dobrzynia (kujawsko-pomorskie). Dziewczynka chciała już iść do domu, gdy przed jej oczami wyrósł cień zwalistego kundla.
Potwór był mieszańcem dwóch groźnych ras - mastifa i owczarka podhalańskiego. Minęła może sekunda i bestia rzuciła się susem na dziewczynkę, powalając ją bez trudu na ziemię. Dziecko zdążyło tylko raz krzyknąć, zanim pies zatopił kły w jej ciele. I to ją ocaliło.
Ten krzyk usłyszał sąsiad, który mieszka w domu tuż obok placu zabaw. Bez wahania wyskoczył przez okno, by ratować dziewczynkę.
- Ja nie wiem, jak to zrobiłem. Gdy usłyszałem ten przeraźliwy jęk, to wiedziałem, że jak nie wyskoczę, to będzie koniec - mówi Jarosław Dąbrowski (45 l.). Mężczyzna bez zastanowienia rzucił się na psa i silnym ciosem odgonił go od poranionego dziecka. Dzięki temu, że tak szybko zareagował, Nikola będzie żyła. Rany są bolesne, ale obrażenia nie zagrażają życiu. - Ja znam pana Jarosława. Mieszkamy obok siebie. Mówimy sobie "dzień dobry". Ale tylko tyle. I on uratował mi dziecko - mówi wzruszona Ewa Weretycka (30 l., mama Nikoli. - Uratował życie mojemu dziecku. Nie wiem, jak mu się odwdzięczę. Już wczoraj, jak wróciłam do domu po rzeczy Nikoli, to chciałam mu kupić skrzynkę dobrej wódki. A może kwiaty mu kupię. Bo gdyby nie on, to dziecka bym już nie miała - dodaje zszokowana kobieta, która od dwóch dni czuwa przy łóżeczku swojej córeczki Nikoli. Dziewczynka jest w szoku. Chirurdzy pozszywali jej głowę i niebawem wyjdzie ze szpitala.