Między rodziną Mielańczuków a Marianem P. nigdy nie układało się dobrze. Ale teraz sprawa stała się niezwykle poważna. Jądrem sporu jest sprawa wykastrowania kota.
Klakier, amant z Sokołowa, miał chyba każdą kotkę w okolicy, ale gdy przyszło mu na amory wobec Pusi, ukochanej kotki Mariana P., doszło do tragedii, kocur za swoją jurność zapłacił najwyższą cenę. - Nigdy wcześniej Klakier nie znikał na dłużej niż jedną noc - opowiada Kazimiera Mielańczuk. - Tym razem nie było go prawie tydzień. Przepadł bez śladu. W końcu znalazłam go w rowie. Bardzo krwawił. Zawieźliśmy Klakiera do weterynarza - dodaje. Lekarz jak to fachowiec już po krótkich oględzinach spostrzegł, że Klakierowi czegoś brakuje.
Rodzina Mielańczuków rozpoczęła prywatne dochodzenie, które pozwoliło wytypować potencjalnego sprawcę: świadkowie zeznali, że rzekomo widzieli żonę Mariana P., jak porzuca kotka na miejscu zbrodni. Sprawca już był, pozostało tylko zbadanie jego motywu. - Jestem pewna, że to Marian wykastrował Klakiera, bo biegał do jego kotki. Widziałam kilka razy, jak rzucał w niego kamieniami i wyklinał go - stawia tezę pani Kazimiera. Marian P. protestuje. - Ja mu nic nie wyciąłem. Pewnie zrobili to gołębiarze, bo im płoszył ptaki - mówi sąsiad. Zresztą ma alibi: tego dnia oglądał telewizję.
Sprawą zaginionego przyrodzenia kota Klakiera zajęła się miejscowa policja. - Prowadzimy czynności w przedmiotowej sprawie - mówi asp. szt. Sławomir Tomaszewski z sokołowskiej policji.