- A co będzie, gdy zacznie strzelać do nas? - zastanawia się pani Maria, tuląc do siebie najnowszego, żywego jeszcze kota.
Maciek, Tofik, Filemon, Dzidziuś i kolejny Tofik - to imiona kotów pani Marii Warackiej. Wszystkie pięć, jak twierdzi kobieta, zostały bestialsko zastrzelone przez jej sąsiada. - Tego, że zamordował cztery pierwsze, nie udowodnię, bo nie znalazłam ciał - załamuje ręce właścicielka kotów. - Ale za każdym razem, gdy ginęły, słyszałam strzały z posesji sąsiada - zapewnia kobieta.
Kiedy po raz piąty usłyszała huk wystrzału zza płotu Mirosława G., postanowiła działać. Przez okno widziała, jak mężczyzna zanosi do domu strzelbę, a potem... wrzuca ciało jej kota do samochodu i odjeżdża w stronę lasu. - Wsiadłam na rower i ruszyłam za nim - opowiada kobieta.
Po śladach opon pani Maria dotarła do lasu, a tam znalazła zakrwawione zwłoki Tofika. Przerażona, wezwała policję. Sekcja zwłok kota wykazała, że przyczyną jego śmierci był rzeczywiście strzał z broni śrutowej. Ponadto w samochodzie Mirosława K. zabezpieczono zwierzęcą sierść.
- Niezbędne jest badanie DNA, bo właściciel samochodu twierdzi, że sierść pochodzi od jego psa i nie przyznaje się do zarzucanego mu przez sąsiadkę czynu - tłumaczy nadkom. Ewa Ruszkowska z policji w Ostrowi Mazowieckiej. - Ja do kotów nie strzelałem. Sąsiedzi są złośliwi, bo mi się powodzi - tłumaczy się podejrzany. Na wyniki badań DNA, które potwierdzą lub wykluczą jego winę, trzeba jeszcze zaczekać. - A co będzie, jak on zacznie strzelać do ludzi? - pyta pani Maria drżąc o życie swoje, swojej córki Beaty (19 l.) i kota Czarnego.