Kranik owy od niepamiętnych czasów wystawał ze ściany w komórce na podwórku. Zastosowań miał bez liku - a to wody można było nabrać i umyć auto albo wiaderko napełnić i schody przetrzeć. Aż pan Eugeniusz M. (77 l.) przyszedł i zakręcił zawór.
Powody, jak przekonuje, miał szlachetne. - Bałem się, że woda zamarznie i rozsadzi zawór - tłumaczy. Sąsiedzi jednak od razu zaczęli domagać się przywrócenia wody. Niekwestionowanym liderem był pan Jan Kowalski (58 l.). Ten osobiście wybrał się do Eugeniusza M. z prośbą o odkręcenie zaworu. I tak rozpętało się piekło.
Bo pan Eugeniusz stanowczo odmówił. Zwykła sąsiedzka rozmowa szybko przeistoczyła się w gwałtowną awanturę na klatce schodowej. W ruch poszły pięści i broń biała.
- Ten łotr uderzył mnie metalową rurką w głowę - pokazuje rany Jan Kowalski. - Musiałem się bronić, bo on rzucił się na mnie z siekierą - odpowiada Eugeniusz M. - To bujda. Nie miałem żadnej siekiery - odparowuje Kowalski.
Obaj panowie poza podwórkiem będą się teraz spotykać w sądzie. Za pobicie Eugeniuszowi M. grozi do trzech lat więzienia.