Ferelnego dnia Tobiasz Tomczyk (11 l.) miał iść do starszej koleżanki , żeby odkupić podręczniki do następnej klasy. - Syn jest bardzo rozsądny. Przed wyjazdem na wakacje chciał pozałatwiać sprawy związane ze szkołą - opowiada Wiesława Tomczyk (35 l.), matka chłopca.
Wziął pieniądze, zabrał rower i ruszył w drogę. Pech chciał, że tą samą trasą jechała też sąsiadka. Na polnej drodze kobieta straciła panowanie nad autem i z impetem uderzyła w idącego prawą stroną chłopca. Przerażone dziecko przez kilkadziesiąt metrów jechało na masce auta.
- Mimo wszystko Bóg nad nim czuwał. Żyje, to najważniejsze - mówi matka zmiażdżonego jedenastolatka. - W starciu z potężnym samochodem nie miał najmniejszych szans - ze łzami w oczach mówi mama chłopca. Dziecko przez dwa tygodnie walczyło o życie w jednym z poznańskich szpitali. Tobiasz był w śpiączce. Ma połamane obie nogi, biodro i szczękę. Od pasa w dół jest w gipsie. - Żal mi, że mam takie wakacje i to przez sąsiadkę - mówi Tobiasz Tomczyk i nieśmiało przyznaje, że marzy, by pograć z kolegami w piłkę.
Bezmyślna Aldona W. (31 l.) wsiadła za kierownicę, choć oblała egzamin na prawo jazdy. Stary golf, którym jechała, nie miał ważnych badań technicznych ani ubezpieczenia OC. Kobieta wkrótce stanie przed sądem. Za spowodowanie wypadku grozi jej nawet 8 lat więzienia. - Dzisiaj wstydzi się tego, co zrobiła. Nie otwiera nikomu drzwi, z nikim nie chce rozmawiać - mówi sąsiad sprawczyni tragedii.