Pod koniec czerwca 1991 roku, zaledwie tydzień po zabójstwie Sylwii Rudnik (?17 l.), Leszek Pękalski zaatakował sąsiadkę ze swojej wsi Osieki, gdy ta wracała do domu polną drogą. Bernadetta B., 41-letnia wtedy kobieta, zauważyła, że ktoś za nią idzie. Mężczyzna ubrany był w beret i gruby sweter, poruszał się specyficznym chodem i dziwnie wymachiwał rękami.
- Odwróciłam się i zapytałam, czego ode mnie chce. A on tylko wycharczał: "Ja cię zamorduję!" i rzucił się na mnie. Bił po całym ciele, przewrócił, potem zgwałcił - mówi Bernadetta B., jedyna ofiara Pękalskiego, która przeżyła jego atak. - Zapamiętałam go dokładnie. Wróciłam do domu i siedziałam tam kilka dni. Bałam się wyjść. Dopiero koleżanka namówiła mnie, żebym zgłosiła to na policji - dodaje.
Zeznania Bernadetty pozwoliły schwytać zwyrodnialca. Potem wytypowano go jako potencjalnego zabójcę Sylwii Rudnik. Pękalski przyznał się do tej zbrodni, a także do 70 innych w całej Polsce. Ostatecznie trafił za kraty na 25 lat i 11 grudnia ma wyjść z więzienia.
- Boję się, że jak go wypuszczą, wróci i mnie zabije. Każdy we wsi się boi. Przecież on nie zmienił się przez te wszystkie lata - mówi Bernadetta. - Cudem przeżyłam, wiele wycierpiałam, moja rodzina też. Mam 66 lat i chcę na starość spokoju, a nie powrotu Pękalskiego do wsi i strachu o życie. Niech go lepiej trzymają w zamknięciu do śmierci - dodaje roztrzęsiona kobieta.
O dalszych losach Pękalskiego zadecyduje Sąd Okręgowy w Gdańsku. 19 czerwca dowiemy się, czy "Wampir z Bytowa" odzyska wolność, czy trafi do zamkniętego ośrodka w Gostyninie.
ZOBACZ: Dzieci wyzwały 8-latkę od terrorystek. "Przecież ja nikogo bym nie zabiła"