Zaczęło się koszmarnie - od horroru, jaki prześladuje każdego samotnie mieszkającego starszego człowieka. Pan Marcel zasłabł i padł na podłogę. Nie był w stanie doczołgać się do telefonu, nie miał jak zamknąć balkonu, przez który wdzierał się do mieszkania mróz, nie miał nawet sił, żeby wołać o pomoc. Był skazany na potworną śmierć w samotności.
Ale pan Marcel wcale nie był sam! Ma wspaniałych sąsiadów, którzy zorientowali się, że coś musi być nie tak. - Wszyscy się o niego martwiliśmy - mówi Kazimierz Planeta (81 l.), mieszkający obok pana Marcela. - Pukaliśmy, waliliśmy wszyscy do drzwi, ale nie dawał znaku życia. Byliśmy już bardzo zaniepokojeni, bo drzwi balkonowe w mieszkaniu sąsiada były otwarte, a w nocy widzieliśmy światło. Wreszcie postanowiliśmy zadzwonić na policję - opowiada pan Kazimierz.
Gdy tylko policjanci zorientowali się, w czym rzecz, postanowili poprosić o wsparcie strażaków. Ci szybko rozstawili pod blokiem wóz z wysięgnikiem i dzięki niemu policjanci mogli wejść do mieszkania na drugim piętrze.
- Zastali tam wycieńczonego i bardzo już wychłodzonego mężczyznę leżącego na podłodze. Był przytomny, ale zbyt osłabiony, żeby cokolwiek zrobić. Okryliśmy go rozgrzewającymi matami, a potem trafił do szpitala - mówi Piotr Budzyń (45 l.) z piekarskiej policji.
Marcel Szwarc trafił do szpitala miejskiego w Piekarach. Miał szczęście, że pomoc nadeszła w porę. Teraz wraca do zdrowia, a okoliczności wypadku prawie nie pamięta. Wie za to, komu zawdzięcza uratowanie życia. - Żyję dzięki moim sąsiadom. Chciałbym wszystkim im podziękować, że o mnie pamiętali. Dzięki nim żyję. Dziękuję także policji i straży pożarnej za szybką akcję ratunkową - mówi słabym głosem pan Marcel.