Nie milkną echa regionalnego zjazdu PO na Dolnym Śląsku, podczas którego zwolennicy Jacka Protasiewicza mieli korumpować delegatów, oferując dobrze płatną pracę w zamian za głos na Protasiewicza. Tymaczasem okazuje się, jak twierdzi tygodnik, że i ludzie Schetyny próbowali w zamian za stanowiska kupować głosy dla swego szefa.
Stronnicy Protasiewicza nie mają taśm, spisali za to jak zachowywał się Schetyna i jego zwolennicy. Taki raport, jak wynika z informacji "Wprost" trafił na biurko Donalda Tuska. Jedną z relacji Tusk rzucił ponoć w twarz Schetynie podczas zarządu Platformy z 30 października w Kancelarii Premiera. Wymachując donosami Tusk miał zacytować jedną z historii, opisaną przez delegata na dolnośląski zjazd.
SPRAWDŹ: SZOK! W Szczecinie to drogowcy zaskoczyli zimę!
Ów delegat pracował w Szczecinie, ale szukał pracy we Wrocławiu, by wrócić do rodzinnego miasta. Dwa tygodnie przed dolnośląskim zjazdem, podczas kolacji ze stronnikiem Schetyny, został poproszony o oddanie głosu na Schetynę. W zamian Jarosław Charłampowicz (najbliższy współpracownik Schetyny) zaoferował mu ponoc pracę w dolnośląskim uzdrowisku podlegającym marszałkowi województwa. Marszałkiem na Dolnym Śląsku jest Rafał Jurkowlaniec, jeden z najbliższych stronników Schetyny.
Kiedy delegat nie oddał głosu na Schetynę, na zjeździe miał do niego podejść sam Schetyna i wykrzyczał mu w twarz: Z d... wyszedłeś i do d... wrócisz, a nie do Wrocławia! Co na to Schetyna? Nic takiego nie powiedziałem. Nie rozmawiałem z tym człowiekiem - zapewnia w rozmowie z "Wprost". - Wwszystkiemu zaprzecza też Charłampowicz: - Nie znam tej sprawy. Niczego nie proponowałem żadnemu z delegatów. Cały materiał zamieszcza najnowsze wydanie "Wprost".