To dr Michaił Pietrowicz Maksymienka stał na czele komisji medyków, którzy przez pięć godzin przeprowadzała badania sekcyjne szczątków prezydenta. Lekarz ujawnił „Naszemu Dziennikowi” szokujące ustalenia oględzin. W jakim stanie były zwłoki?
- To był bardzo zły stan. Prezydent miał bardzo dużo obrażeń. Ciało było dosłownie zmiażdżone. Brakowało nóg – opisywał dr Pietrowicz Maksymienka.
Przeczytaj koniecznie: Sekcja Lecha Kaczyńskiego: brakowało nóg, ciało było zmiażdżone
Teraz „ND” ustalił w rosyjskiej prokuraturze, że ciała prezydenta nie musieli badać tylko Rosjanie. Wszystkie ekspertyzy sądowo- lekarskie mgły się odbyć również w ojczyźnie. Trumna ze śp. Lechem Kaczyńskim już następnego dnia, w niedzielę została przetransportowana do Polski i to nasi rodzimi specjaliści mogli wykonać sekcję, która stwierdzała przyczyny zgonu.
Tym bardziej, że nie było już najmniejszych wątpliwości, że to ciało głowy państwa. Jeszcze w sobotę, 10 kwietnia wieczorem zidentyfikował je brat głowy państwa, Jarosław Kaczyński.
Jak najnowsze rewelacje gazety komentują wojskowi prokuratorzy, którzy prowadzą śledztwo ws. katastrofy?
- Istniała możliwość ponownej sekcji zwłok. Gdybyśmy mieli jakiekolwiek wątpliwości co do jakości czy rzetelności tej sekcji, to wówczas prokurator nakazałby, żeby zwłoki prezydenta przewieźć do prosektorium i przeprowadzić ponowną sekcję tym razem przez polskich lekarzy – wyjaśnia płk Jerzy Artymiak, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Sekcja zwłok Rosjan była jednak dokładna. Przypatrywali się jej gen. Krzysztof Parulski, Naczelny Prokurator Wojskowy i polski konsul.
Płk Artymiak zaznacza jednak, że Rosjanie bez względu na dalsze czynności wojskowych śledczych i tak musieli przeprowadzić swoją sekcję. Obowiązywały ich przecież przepisy procedury karnej. - W sytuacji zgonu z podejrzeniem popełnienia przestępstwa, również po stronie rosyjskiej istnieje obowiązek przeprowadzenia sekcji zwłok, czyli zasadniczo bez protokołu sekcji nie wydano by nam zwłok żadnej z ofiar - podkreśla prokurator.