W środę 16 grudnia w Zakładzie Medycyny Sądowej w Katowicach odbyła się sekcja zwłok zamordowanej rodziny: 6-letniego Krzysia, 13-letniego Bartka i ich 43-letniej mamy Małgorzaty. Śledczy prowadzący sprawę makabrycznej zbrodni w Rudzie Śląskiej są niemal pewni, że to Piotr K., ojciec i mąż, zabił swoich bliskich, a potem usiłował odebrać sobie życie. - Tylko on jeszcze żył. Trafił do szpitala, od razu na salę operacyjną. Nie wiem, czy z tego wyjdzie - mówił we wtorek policjant z ekipy dochodzeniowej. Po dzisiejszej sekcji zwłok biegli jednoznacznie stwierdzili, że przyczyną śmierci dwójki dzieci i ich matki były liczne rany kłute zadane ostrym narzędziem.
Jak doszło do tragedii w Rudzie Śląskiej?
- (...) Normalni, spokojni ludzie. Ona pracowała w Powiatowym Urzędzie Pracy w Rudzie Śląskiej, on jest emerytowanym górnikiem. Uchodzili za zgodne i dobre małżeństwo. Nigdy nie mieli kłopotów z prawem. Pod tym adresem nie mieliśmy żadnych interwencji - wyjaśnia Krzysztof Piechaczek, oficer prasowy rudzkiej policji. Nie chce przesądzać o winie Piotra K., chociaż już wiadomo, że mężczyzna był na granicy załamania nerwowego.
- Cierpiał na nowotwór. W lecie usłyszał straszną diagnozę: rak płuc. Przeszedł operację, ale to nic nie dało. Był zrozpaczony, bo choroba nawróciła. Prawdopodobnie to go kompletnie załamało - opowiada jeden z sąsiadów.
Wczoraj, gdy na miejscu tragedii policjanci zabezpieczali ślady, pod blokiem zjawiła się siostra Piotra K. - On był śmiertelnie chory. Szukał pomocy wszędzie, ale się nie doczekał. To dlatego do tego doszło - krzyczała zrozpaczona kobieta.
Zobacz też: Ruda Śląska. Zabił żonę i dzieci i próbował siebie?