Brzozy nie było? Brzozy o którą miał zahaczyć samolot prezydencki nie było? Tak przynajmniej wynika z dokumentu, który ujawniła NIEZALEŻNA GAZETA POLSKA - NOWE PAŃSTWO. W kilka godzin po katastrofie Rosjanie, dokonując oględzin miejsca katastrofy, nie natrafili na brzozę, o którą zawadziło skrzydło tupolewa. Zdaniem gazety to dowód na fałszowanie informacji. A co za tym idzie - bezpośrednią przyczyną tragedii był ZAMACH.
Z kolei z protokołu sporządzonego przez stronę rosyjską wynika, że "brzoza o średnicy ok. 80 cm w postawie została odłamana na wysokości ok. 9 m - tak wynika z protokołu oględzin miejsca katastrofy smoleńskiej. Protokół sporządzili Rosjanie między godz. 15.05 a 20.12, czyli kilka godzin po tragedii, do której doszło10 kwietnia 2010 r." - czytamy na GAZETA.PL.
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. Zbigniew Rzepa zaprzecza doniesieniom o braku udziału brzozy w katastrofie - jego zdaniem są dowody na to, że brzoza była. I że samolot o nią uderzył.
Antoni Macierewicz konsekwentnie upiera się jednak, że brzozy nie było (jego pierwsza teza odnosiła się do tego, że nawet jeśli samolot zahaczyłby o drzewo, to nic by się nie stało).
- Materiał ma charakter notatki z czynności urzędowych, zapewne oględzin miejsca katastrofy. To oraz wczesny czas sporządzenia (cztery godziny po katastrofie) powinny mu nadawać pewną wiarygodność. Oczywiście, trzeba wziąć poprawkę na warunki rosyjskie i szczególne okoliczności tragedii smoleńskiej. Pamiętamy też o zeznaniach Nikołaja Bodina, który przyznał, że zebrał odłamki samolotu i zgromadził na jednym miejscu pod brzozą. Co oznacza, że obraz wydarzeń fałszowany był już w pierwszych minutach po katastrofie - mówi Macierewicz o dowodach na fikcyjność brzozy.