Rok temu Jan Kulczyk poleciał do USA, żeby poddać się eksperymentalnej metodzie leczenia raka prostaty. Najbogatszy Polak oddał się w ręce specjalisty prof. Shahrokh Shariata. Profesor Shariat jest szefem kliniki urologii przy wiedeńskiej Allgemeines Krankenhaus der Stadt (AKH). Kulczyk wybrał jednak Stany, ponieważ metoda leczenia, na którą się zdecydował, jest zakazana w Austrii. Polega na niszczeniu komórek nowotworowych prądem, którego ładunek dochodzi nawet do 3 tys. woltów. Innowacyjna metoda okazała się być skuteczna, jednak Kulczyk chciał mieć pewność, że choroba nie wróci...
Rok po operacji miliarder poddał się zabiegowi usunięcia węzłów chłonnych z okolic biodra i uda. Zdaniem dziennikarzy "Heute", prosty zabieg wydłużył się do sześciu godzin, a podczas jego trwania pojawiły się komplikacje. Doszło do uszkodzenia jedej z tętnic udowych - czytamy w "Heute". Do zespołu dołączył chirurg naczyniowy. Kulczyk pozostał na sali pooperacyjnej aż sześć dni. Zmarł 29 lipca.
– Przyczyna jego śmierci nie ma nic wspólnego z operacją. Poszło dobrze i skutecznie, pacjent był zadowolony – wyjaśniał na łamach "Heute" prof. Shariat. – To smutne, że próbuje się fałszywymi pogłoskami zdyskredytować mój zespół, bez szacunku dla cierpień rodziny! – dodał.