Niejedno XIX-wieczne medium było bardzo medialne. Sporą publikę gromadziły pokazy zdolności osób pozostających w okresowym (w cięższych przypadkach - stałym) kontakcie z zaświatami. Seanse stały się rozrywką salonową, robiąc konkurencję kartom i kameralnym popisom śpiewaczym.
Umarł, nie markotniał
Pokazy mediów wyzwalały więcej adrenaliny niż większość sopranistek i przełamywały wielowiekowe tabu towarzyskie. Podczas przedwojennego seansu spirytystycznego damę mogli jednocześnie trzymać za ręce dwaj mężczyźni. Była to jedyna taka okazja poza tańcem zwanym kadrylem.
Wszystkie osoby zamykające energetyczny krąg niezbędny do wywołania duchów zdradzały wysoki poziom podniecenia. Seans był niczym seks zbiorowy. Im więcej przysparzał uniesień (mebli), tym częściej go chciano powtarzać.
Dzisiejsze wyobrażenia dotyczące seansów rzadko wykraczają poza stuknięcia stolików i talerzyków. W kręgu skupionych spirytystów komuś bezwiednie drgnął mięsień, a ktoś o wrażliwych trzewiach wyprodukował chmurę ektoplazmy - oto i całe cuda - myślicie? No to posłuchajcie!
Z powyłamywanymi nogami
Daniel Dunglas Home, angielskie medium psychokinetyczne, czyli poruszające przedmioty na odległość, już we wczesnej młodości, około roku 1850, zdradzał skłonność do "ożywiania" stołów. Jak się słusznie domyślacie, nie zrobił kariery w meblarstwie.
Pewnego razu w obecności Home'a ciężki stół zaczął jeździć po pokoju. Obecny przy tym wuj młodzieńca pośpiesznie opuścił pomieszczenie, za to odważna ciotka, ważąca z górą 80 kg, niewiele myśląc, usiadła na sprzęcie. To, co nastąpiło potem, było być może pierwszą przejażdżką z wykorzystaniem napędu psychokinetycznego.
Ciotka doceniła podróż po salonie, jednak w trosce o posadzkę nie życzyła sobie więcej widzieć Daniela przy swoim stole.
Kilka lat później podczas spirytystycznego tourne po Ameryce Home popisywał się, unosząc bez dotykania stół obciążony komisyjnie do 385 kg. Na blatach sprzętów wprawianych w ruch przez medium kładziono drobne przedmioty, jak np. ołówki czy kieliszki. Żaden z nich nie zsuwał się podczas jazdy lub lewitacji, mimo że stoły pochylały się nawet o 50 stopni.
Ciemno wszędzie, co to będzie?
W 1854 roku w Springfield medium zadziwiło 10-osobową komisję do spraw osobliwości, zmieniając ciężar stołu. Niewyjaśniony wpływ Home'a spowodował, że lekkiego stolika karcianego nie było w stanie podnieść 4 mężczyzn.
Do wywołania ruchów mebli D. D. Home nie potrzebował specjalnego oświetlenia. Podrywał i unosił sprzęty w pełnym świetle, nawet w samo południe. Stoły i stoliki na oczach zgromadzonych skakały na jednej nodze, wirowały i latały.
Pewnego razu postanowiono sprawdzić, co się stanie, jeśli postawić Home'a w nastrojowym świetle świec. W półmroku poszły w ruch wszystkie meble!
Nikt z biorących udział w seansie nie mógł się ruszyć, żeby nie zostać trafionym przelatującą etażerką lub nie wpaść pod przejeżdżające łóżko. Jak zaświadczył pod przysięgą jeden ze świadków seansu, 9 krzeseł ścigało się w powietrzu, lawirując między głowami zgromadzonych.
Od tego momentu zaciemnienie stosowano w obecności medium tylko podczas seansów wywoływania zjawisk świetlnych - błądzących po ścianach fosforyzujących smug, z których również słynął Home. Oczywiście przed tego rodzaju seansami z pomieszczeń wynoszono meble...
Pofrunął pod sufit
W 1857 roku w Baden-Baden D. D. Home pofrunął pod sufit sali zamku pruskiego ministra marynarki. W rękach hrabiego Beaumonta, który rzucił się medium na ratunek, zostały buty. Jedną z najbardziej niesamowitych zdolności mediów były transfiguracje, czyli zmiany kształtu własnego ciała, w tym rysów twarzy. Zachował się "protokół badawczy" mówiący o wydłużeniu medium o 11 cali (27,5 cm). Sceptyczny uczony zanotował: "Ustawiłem medium przy ścianie i zmierzyłem, a nie dość pewny - postawiłem je na środku i oznaczyłem wysokość rzucanego przezeń cienia".
Duchy potrafią nawet przepraszać
Urodzony w 1836 r. Henry Slade był medium amerykańskim o światowej sławie. Zadziwiał robieniem na odległość węzłów marynarskich i teleportacją drewnianych krążków, które znikały, a następnie pojawiały się w nieprawdopodobnych miejscach, np. nanizane na przewężenie nogi stołu.
Slade był również mistrzem tzw. pisma bezpośredniego, czyli "pisania bez piszącego". Podczas seansów Slade'a grafitowy rysik umieszczony między dwiema związanymi tabliczkami pisał samoczynnie, przy czym słyszalny był szmer pisania. Zdania powstające na tabliczkach były pisane w różnych językach i różnymi charakterami pisma. Kiedy jedna z tabliczek pękła, duchy wystosowały pisemne przeprosiny do zgromadzonych.
W trakcie popisów Slade'a zauważano odciski tajemniczych dłoni lub stóp pojawiające się nie wiadomo skąd na celowo okopconym papierze lub na powierzchniach pokrytych warstwą mąki. Podczas eksperymentu w 1877 roku duch odcisnął prawą i lewą stopę w drewnie, po przeciwnych stronach deski.
W obecności sceptycznie nastawionych uczonych Henry Slade zademonstrował na jednym z seansów "twardy" numer z muszlami mięczaków. Skontaktował się z duchami, które zmieniły kierunek skrętu muszli kilku gatunków ślimaków.
Fryderyka Hauffe, XIX-wieczne medium znane jako "jasnowidząca z Prevorst", potrafiła w stanie snu magnetycznego czytać zapieczętowane listy i bez patrzenia i dotykania rozpoznawać przedmioty, które kładziono jej na tak zwanym dołku pod sercem. Jeden z lekarzy badających Fryderykę orzekł: "Na brzusznym splocie nerwów występują u niej wszystkie funkcje zmysłów, które jednak nie polegają na widzeniu, słyszeniu czy wąchaniu, ale na wewnętrznym rozpoznawaniu".
Jednym z przejawów aktywności przedwojennych mediów były tzw. produkcje muzyczne.
W obecności osób o paranormalnych zdolnościach wysłuchiwano koncertów na nieistniejące instrumenty. Co więcej, podczas niektórych seansów samoczynnie grały np. harmonie lub skrzypce.
Dokumentacja z badania Daniela Home'a w warunkach laboratoryjnych, w obecności słynnego angielskiego fizyka Williama Crookesa, mówi o zmaterializowanej kobiecej dłoni potrącającej struny gitary.