O możliwości nabycia niecodziennych "walentynkowych" żelków poinformował portal nowiny24.pl jeden z czytelników. Wyraził faktem tym zniesmaczenie, ponieważ o zakup takowych poprosiła go jego 10-letnia córka, z którą był w kinie. Jak napisał: - Przesadnie święty nie jestem, ale nie uważam, by dzieci powinny brać do buzi żelka w kształcie penisa.
Po udaniu się do owej galerii, redaktorzy istotnie stwierdzili, że takowe żelki leżą na ekspozycji jednej z wysp w centrum handlowych. Jak opisali, "niektóre penisy, zapakowane w celofanowe woreczki i związane kokardą, czekały na amatorów słodyczy, zapewne w ten sposób żartobliwie świętujących Walentynki, czy wieczór panieński lub kawalerski". Zagadnięta w tym temacie sprzedawczyni beztrosko odpowiedziała, że produkt ten często kupują właśnie dzieci.
Zobaczcie sami, jak wyglądają te kontrowersyjne żelki:
Portal skontaktował się z dr Henrykiem Pietrzakiem, który jest psychologiem pracującym na Uniwersytecie Rzeszowskim. Stwierdził on, że choć to żartobliwa konwencja, to nie powinna ona być widoczna i dostępna dla małych dzieci. Jak przekonywał: - Problem leży w etyce producentów, dystrybutorów i sprzedawców.Widzę tu ich cynizm w eksponowaniu, czy budowaniu motywacji do zakupu nowości, czegoś, co budzi zaciekawienie, co prowokuje. Prawdopodobnie nie zastanawiają się w ogóle nad skutkami. Stoisko nie jest bowiem przeznaczone tylko dla dorosłych, ale także dla dzieci. Rodzice wpadają więc w konfuzję, kiedy syn czy córka domagają się tego typu żelków lub już je kupili.
W jego opinii generalnie obserwujemy obniżenie norm dobrego smaku, którymi powinniśmy się kierować. Jak dodał, mądry rodzic powinien z dzieckiem porozmawiać, wytłumaczyć, że to tylko śmieszny gadżet, który nie ma znaczenia. Dopytywany, czy uważa, że żelki w kształcie penisa powinny zniknąć z galerii handlowej, nie miał żadnych złudzeń, gorzko stwierdzając: - W sensie etycznym i wychowawczym tak. W sensie wolności handlowej, nie ma szans.