Kilka dni temu Marek J. wyczyścił na błysk swoją hondę i postanowił wyruszyć na pierwszą wiosenną przejażdżkę. Umówił się z kolegą, że będą jeździli razem. Mieli spotkać się w drodze. Marek J. chciał rozgrzać silnik na siedleckiej obwodnicy. Jechał bardzo szybko.
Na łuku drogi wyprzedził samochód. Gdy wracał na swój pas ruchu, stracił kontrolę nad ścigaczem. Zaczęło nim rzucać. Zjechał na pobocze, wprost na znak drogowy. Uderzył w niego ogromną siłą. Wyrwał z znak z betonową podstawą. Wyrzucony z siodełka, koziołkował kilkadziesiąt metrów po asfalcie.
Kiedy na miejsce wypadku przyjechała karetka, Marek J. jeszcze żył. Lekarz reanimował go blisko pół godziny, jednak motocyklista zmarł.