Ewa (50 l.) i Marek W. (†48 l.) na pozór byli szczęśliwym małżeństwem. Jednak gdy Marek W. trzy lata temu odszedł ze służby w zakładzie karnym w Siedlcach, coś między nimi zaczęło się psuć. Mężczyzna stał się wybuchowy i zaborczy. W domowym zaciszu katował żonę.
Mimo to pani Ewa trwała przy nim, a siniaki ukrywała przed światem. Znosiła upokorzenia, wyzwiska i ciągłe awantury. Płakała i żaliła się tylko najbliższym.
Chwycił kuchenny nóż
Tragicznego dnia rankiem pani Ewa została sama z mężem w domu. Dwaj ich synowie byli zajęci czymś na podwórku. W pewnej chwili Marek W. bez powodu zaczął wrzeszczeć na żonę. Ubliżał jej. Pani Ewa jak zwykle chciała załagodzić sytuację. Marek W. jednak nie przestawał krzyczeć, a prośby i płacz żony wzbudzały w nim coraz większą agresję. Wreszcie chwycił kuchenny nóż i ruszył w kierunku przerażonej kobiety! Odgłosy awantury usłyszeli synowie. Wbiegli do domu.
Zobaczyli, jak pani Ewa broniła się przed ciosem. Chwyciła rękę, w której mąż trzymał nóż. Starała się ją odepchnąć. Wtedy wielkie ostrze trafiło w klatkę piersiową Marka W. Przebiło ją i rozerwało aortę. Mężczyzna padł na podłogę i zalał się krwią. Pani Ewa natychmiast powiadomiła pogotowie i policję. Marek W. jednak wykrwawił się, zanim przybyła pomoc.
Prokurator się waha
Ewa W. oraz jej synowie, którzy widzieli zajście i rozdzielali rodziców, zostali przesłuchani przez prokuratora. Uznał on, że kobieta tylko odpierała atak agresywnego męża, a ugodzenie nożem nastąpiło nieumyślnie. Waha się teraz, czy oskarżyć kobietę o nieumyślne zabicie męża, za co grozi nawet do 5 lat więzienia, czy też umorzyć postępowanie.
- W tej rodzinie od dłuższego czasu dochodziło do psychicznego znęcania ze strony Marka W. - wyjaśnia Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.