Nikt już nie pamięta, kiedy barczysty osiłek Marcin W. pojawił się na wojskowym osiedlu przy ul. Dreszera w Siedlcach. - Mnie się wydaje, że to było jeszcze w ubiegłym roku - opowiada Stanisław C. (65 l.), znajomy zamordowanego. - Zdzisiek go chyba znał. Skąd? Nie mam pojęcia. No i wpuścił go do mieszkania na swoją zgubę...
Tu nie chodziło o duże pieniądze. 300-400 zł miesięcznie - to wszystko, na co mógł liczyć od lokatora wojskowy emeryt Zdzisław T. Ale i tego nie widział na oczy. - Skarżył się, że facet mu nie płaci. Mówił, że jak tak dalej będzie, to w końcu go wygoni. Ale chyba trochę się bał, bo ten jego lokator to był narwaniec. Awanturny. Słyszałem, że rwał się do bicia, kiedy coś było nie po jego myśli - dodaje pan Stanisław. W końcu jednak właściciel kawalerki zdobył się na odwagę i postanowił rozliczyć się z lokatorem. Nie podejrzewał, że to będzie ostatnia rozmowa w jego życiu.
O tym, że nie żyje, najpierw dowiedziała się policja. Od Marcina W.! - Zadzwonił i powiedział, że znalazł w pokoju ciało - relacjonuje jeden ze śledczych. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na zabójstwo. Żadnych śladów walki, zero krwi. Straszna prawda wyszła dopiero podczas sekcji zwłok. Patomorfolog przecierał oczy ze zdumienia, patrząc na zmasakrowane wnętrzności. Denat miał dwanaście złamań żeber po prawej stronie i dziewięć po lewej, krwawe podbiegnięcia krtani, złamany mostek. Wszystkie jego organy wewnętrzne krwawiły. Zabójca musiał go kopać, a potem po nim skakać!
Marcin W. został zatrzymany. - Nie przyznał się do zabójstwa, ale sąd uznał dowody i aresztował go na trzy miesiące - mówi Jarosław Wardak z siedleckiej prokuratury. Zabójcy grozi dożywocie.
ZOBACZ: TAJEMNICZA zbrodnia sprzed lat zostanie wyjaśniona? Archiwum X wraca do sprawy