- Nic nie można zrobić, nie mamy mieszkań do zamiany - rozkładają ręce miejscy urzędnicy. Zdesperowani mieszkańcy boją się, że zanim lokum dla nich się znajdzie, dojdzie do tragedii. Sława (31 l.) i Krzysztof (28 l.) Michalakowie razem z piątką dzieci żyją w ciągłym napięciu.
Zbutwiałą podłogę w ich mieszkaniu podtrzymuje przed zawaleniem jedynie podparty na desce drewniany wspornik. Dziury i rozstępy w ścianach spowodowały, że posadzka się wybrzuszyła. Trzeszczy i ugina się, gdy po niej stąpają domownicy.
- Sprawdzaliśmy z mężem, które deski są w miarę bezpieczne i nie złamią się pod naszym ciężarem - mówi Sława Michalak (31 l). - Staramy się chodzić jedno za drugim i nie stawać w miejscach, gdzie podłoga się ugina. Gdy idziemy z kuchni posiedzieć na kanapie, staramy się iść wolno. Dokładnie z każdym krokiem sprawdzamy, czy pod stopą jest jeszcze podłoga - dodaje.
Michalakowie mają żal do urzędników. - Gdy dojdzie do katastrofy budowlanej, będzie już za późno. Zostaniemy pogrzebani pod zwałami gruzu - mówią.