Andrzej J. (49 l.) z Borówka (woj. mazowieckie) planował zbrodnię od dłuższego czasu. Często mówił swoim dorosłym synom Kamilowi J. (23 l.) i Rafałowi J. (24 l.), że wuja trzeba się pozbyć.
>>> Oddałam twarz syna, by ratować życie
Nienawidził Bogdana Jaworskiego za to, że nie zapisał mu działki, której tak bardzo pragnął.
Do egzekucji na Bogdanie doszło w biały dzień na podwórku ofiary. Andrzej J. wycelował w pierś szwagra wiatrówką przerobioną na ostre naboje. - Wypaliłem mu w klatkę piersiową. Bogdan przewrócił się, zaczął charczeć, ale żył jeszcze. Poszedłem do garażu po drugi nabój. Załadowałem i wypaliłem drugi raz. Trafiłem w głowę. Po tym strzale zobaczyłem, że już nie żyje - tłumaczył śledczym na przesłuchaniu Andrzej J. Potem razem z synami wywiózł ciało do lasu. Broń utopili w stawie.
- Gdy szukałam brata, Andrzej z synami przekonywali, że nie wiedzą, gdzie jest on jest. Kiedy nie odbierał ode mnie telefonów, zgłosiłam jego zaginięcie - mówi Bogusława Suchocka (51 l.), siostra Bogdana.
Policjanci szybko odnaleźli ciało jej brata w lesie. Od razu podejrzewali, że w zbrodni maczał palce Andrzej. Kiedy go przycisnęli, przyznał się do zabójstwa. Grozi mu kara dożywocia. Synowie za pomoc w ukryciu zwłok mogą trafić do więzienia na pięć lat.