Policjanci rozpracowywali gang działający na terenie centralnej Polski, który zajmował się oszustwami i praniem brudnych pieniędzy. Powiązali z nim zabójstwo Stanisława K., który był właścicielem fikcyjnej firmy wyłudzającej towary. Zebrane w sprawie dowody doprowadziły śledczych do morderców: Pawła B. (44 l.) i Mirosława B. (46 l.).
Okazało się, że zwerbowali oni Stanisława K. przypadkiem. Skarżył się, że jest pod kreską, nie ma grosza przy duszy. Łatwo omamili go wizją luksusów. Powiedzieli, że dostanie garnitur, auto i kasę. Ma tylko robić dobre wrażenie i założyć firmę handlową, oni zajmą się resztą. Staszek przystał na warunki nowych znajomych. Interesy szły dobrze, dopóki kontrahenci lewej firmy nie zaczęli upominać się u Staszka o towary i pieniądze. Prezes figurant wystraszył się, chciał o wszystkich przekrętach donieść policji.
Wtedy wspólnicy postanowili uciszyć go na zawsze. Zabili Staszka siekierą, zwłoki poćwiartowali, zalali kretem, a fragmenty ciała, które się nie rozpuściły, ukryli w różnych miejscach miasta. Przypadkiem zgubili rękę, którą znalazł mieszkaniec podsiedleckiej miejscowości. - Przestrzegałam Staszka, żeby nie szedł na łatwe pieniądze. Ale on chciał błyszczeć - mówi pani Wiesława (59 l.), była żona zamordowanego. - Ci ludzie nie podobali mi się od początku. Znikał z nimi na całe dnie. Ubrali go w garnitur, a do ręki dali dyplomatkę. Nie posłuchał mnie i zginął. Szkoda, był dobrym człowiekiem, tylko trochę łatwowiernym - dodaje kobieta.
W Sądzie Okręgowym w Siedlcach ruszył proces przeciwko Mirosławowi B. i Pawłowi B. Za zabójstwo wspólnika grozi im dożywocie.