Siedziałem w więzieniu, kiedy urodził się mój syn

2009-10-13 7:00

Wybrał resocjalizację, bo chciał pomagać ludziom. O studiach, wielkiej miłości i o swojej konspiracyjnej działalności opowiada Michał Olszański (55 l.), prowadzący "Pytanie na śniadanie".

Po maturze wahałem się między pedagogiką a socjologią. Babcia i dziadek ze strony mamy byli nauczycielami, ze strony taty dziadek był lekarzem. Ja sam czułem wewnętrzną potrzebę pomagania innym. Moi rodzice - mama wydawca, tata dziennikarz sugerowali mi polonistykę. A ja właśnie dowiedziałem się, że powstaje wydział resocjalizacji. Poszedłem na spotkanie informacyjne i wyszedłem zauroczony. Profesor Czesław Czapow, który był jednym z profesorów tego kierunku, był blisko więźniów, skazanych, subkulturowych klimatów. Tak fajnie o tym mówił, że złożyłem papiery na ten kierunek. Na studiach spotkałem swoją żonę Magdę, która była studentką o rok niżej ode mnie. Jestem z nią do dziś, czyli 32 lata, w bardzo szczęśliwym związku.

Pierwszą pracę dostałem w Osiedlowym Klubie na Piaskach. Zostałem wychowawcą, a potem szefem. Cieszyłem się tam dużym uznaniem. Potem przez dwa lata pracowałem na Ursynowie w klubiku dziecięcym, aż wreszcie w 1982 r. zaczęła się moja fantastyczna przygoda ze szkolnym ośrodkiem socjoterapii na Grochowie. To była inna koncepcja pracy niż ta, której zwolennikiem był Marek Kotański. On zabierał ich złudzenia, pokazywał uzależnionym, jak nisko upadli i że muszą zmienić wszystko w swoim życiu, by wyjść z uzależnienia. My dawaliśmy znacznie więcej akceptacji, stawialiśmy na to, że są wartościowi. Okazało się jednak, że dla tych mocno uzależnionych od opiatów osób to nie zdaje egzaminu.

W ośrodku byłem do 1990 roku. Najpierw pracowałem jako wychowawca, potem od 1985 r. byłem dyrektorem. W pierwszych miesiącach 1983 r. ze względu na moją działalność opozycyjną miałem cztery miesiące odsiadki. Aresztowano mnie sześć tygodni po narodzinach mojego drugiego syna Antka. Trafiłem do aresztu w Poznaniu, bo w czasie stanu wojennego utrzymywałem kontakty pomiędzy regionem Mazowsze i Wielkopolską. Kiedy na dwa dni przed sylwestrem 1982 r. wczesnym rankiem ubecja zastukała do mojego domu, w moim mieszkaniu było kilka tysięcy zdjęć internowanych w Białołęce, przygotowywanych przez wydawnictwo CDN Czesława Bieleckiego. Pierwsze kilka tygodni spędziłem w celi z robotnikiem oskarżonym o kradzież części samochodowych, a potem moim "sąsiadem" pod celą był zaprawiony w bojach grypsujący więzień Janek. Dziś po latach oceniam, że ten pobyt w areszcie był niczym kolejny semestr moich studiów.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki