- Jestem za walką z dopingiem, ale to, co zrobiono, nie jest normalne - wściekał się pan Tomek. - Byłem kontrolowany dwa razy, uniemożliwiono mi ostatni trening, do tego pobrano tyle krwi, że czułem się bardzo słabo. To odbieranie szans na dobry start w imprezie, do której przygotowuję się cztery lata - grzmiał Sikora.
Jakby kłopotów było mało, Sikorę i innych uczestników startujących mniej więcej w tym samym czasie co on nękały olbrzymie zmiany aury. Najpierw było ciepło i sucho, a po chwili zaczął padać deszcz, by za parę minut przejść w śnieżycę. Ta ostatnia dopadła Sikorę akurat podczas drugiego strzelania (po pierwszym, bezbłędnym, był szósty).
- Szkoda, że najgorsza pogoda trafiła mnie akurat w tym momencie i ona rozdała medale - skomentował Tomek.
Sprint wygrał Francuz Vincent Jay, przed Norwegiem Emilem Hegle Svendsenem i Chorwatem Jakovem Fakiem. Złoty i brązowy medaliści nie spudłowali ani razu.
Wielki faworyt, Norweg Ole Einar Bjoerndalen chybił aż 4-krotnie i zajął 17. miejsce.