Szef MSZ tłumaczy, że udział Wałęsy w kampanii wyborczej Libertas to złamanie wizerunku Polski. Na antenie Radia Zet podkreślił, że takie postępowanie może być bardzo kłopotliwe dla rządu i samego Donalda Tuska.
Sikorski przypomina, że partia Declana Ganleya m.in. głośno sprzeciwia się podpisaniu Traktatu Lizbońskiego, który popiera Platforma. - Gdyby nie kwota, za jaką zgodził się na wykłady dla Libertasu, można by powiedzieć, że Lech Wałęsa rozmienia się na drobne - zaznacza Sikorski.
A jak zamieszanie komentuje były prezydent? - W związku z poniewieraniem mnie, z posądzeniem o to, że się sprzedałem, przedłużam tą akcję - deklaruje buńczucznie Wałęsa. Jest wściekły na media, które nagłośniły jego rzymski występ dla Libertas i to, że wziął pieniądze. Lech Wałęsa jasno daje do zrozumienia, że burza wokół jego poprzedniego wykładu "zmobilizowała" go do kolejnych wystąpień.
Nie bez znaczenia była również suma, za jaką były prezydent zdecydował się wybrać do Rzymu. Za włoski wykład - zdaniem mediów - mógł dostać nawet 100 tys. euro! Teraz z racji "większego ryzyka" gaża może nawet ulec podwojeniu.
Radosław Sikorski ubolewa, że legendarny przywódca "Solidarności" musi w taki sposób dorabiać. - Myślę, że to jest wynik złej konstrukcji ustawy o uposażeniu byłych prezydentów, bo wydaje mi się, że chodzi po prostu o pieniądze. Lech Wałęsa dostaje sowite wynagrodzenie za te występy. Myślę, że nie do końca przemyślał, czym jest wykład gdzieś w Ameryce Łacińskiej, a czym jest występowanie w kampanii politycznej, ale byli prezydenci zarabiają - z tego co wiem - netto około 4 tys. złotych miesięcznie, no i potem mamy rezultaty - tłumaczy szef polskiej dyplomacji.