Czarnoskóry degenerat trafił na salę rozpraw wprost z aresztu, gdzie przebywa od stycznia 2007 roku. Otoczony przez funkcjonariuszy Simon M., jakby był dumny ze swych nikczemnych wyczynów, pokazywał dziennikarzom palcami znak V - symbol zwycięstwa. Gdy opuszczał salę rozpraw w połowie procesu, mówił tylko: - To sprawa polityczna. Jestem niewinny. Nie wiedziałem, że jestem chory.
- Tak, to jest sprawa polityczna, ale nie w takim znaczeniu, jak myśli oskarżony - twierdzi były poseł i mecenas Roman Giertych (38 l.), który w procesie reprezentuje zarażone dziewczyny. Giertych zapowiedział, że dowiedzie, iż Simon M. miał złe intencje, uwodząc kolejne kobiety. A to oznaczałoby, że Kameruńczyk odpowiadałby za usiłowanie zabójstwa. Wtedy groziłoby mu nawet dożywocie.
Proces, na prośbę ofiar Kameruńczyka, toczy się przy drzwiach zamkniętych.