Po kraksie nawet nie wysiadł z auta, by pomóc rannej kobiecie. Poszkodowanym pomachał jedynie przez uchylone okienko kartą kredytową i wybełkotał, że za wszystko zapłaci. Po czym uciekł z miejsca wypadku.
Wczoraj dotarliśmy do uczestników kolizji, którą w czwartek pod Piasecznem spowodował pijany Stockinger. Ich relacja dotycząca zachowania aktora jest szokująca. - Mam założony kołnierz ortopedyczny i jestem cała obolała. Ciężko mi rozmawiać o tym, co się stało - mówi "Super Expressowi" Monika R. (40 l.), która prowadziła forda ka.
Jej auto jako pierwsze zostało uderzone przez seata kierowanego przez pijanego aktora. Prawdopodobnie nie będzie się nadawać do naprawy. Mąż pokrzywdzonej kobiety zapowiedział, że będzie żądał w sądzie odszkodowania od Stockingera.
Seat toledo, drugi samochód, który brał udział w kolizji, jest mniej uszkodzony. Bez szwanku wyszło też jadące nim małżeństwo. - Razem z żoną jechaliśmy na pogrzeb, samochody przed nami zatrzymały się, bo jeden z nich skręcał w lewo. Już ruszaliśmy, gdy usłyszeliśmy huk i poczuliśmy uderzenie - opowiada Stanisław Drozdowski (58 l.), weterynarz z Warszawy. - Mój seat został lekko uszkodzony. Wgiął się zderzak przy klapie bagażnika - pokazuje mężczyzna.
Po tym, jak auto aktora najechało na ruszające przed nim samochody, Stockinger zatrzymał się na chwilę na poboczu i pokazał swoje bezczelne gwiazdorskie oblicze. - Przez uchyloną szybę pokazywał nam kartę kredytową i bełkotał, że za wszystko zapłaci, ale nagle zaczął powoli ruszać i odjechał.
Stockingera patrol policji zatrzymał dopiero przy wjeździe do Góry Kalwarii. Aktor trafił do Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie. Trzy badania wykazały u niego ponad 2 promile alkoholu w organizmie. - Za pierwszym razem gwiazdor wydmuchał 2,3 promila - mówi policjant z piaseczyńskiej komendy.
Aktora i jego samochód z Piaseczna odebrał jego syn. Stockingerowi grożą teraz za jazdę po pijaku 2 lata więzienia, już stracił prawo jazdy. Przed sądem grodzkim odpowie też za spowodowanie kolizji i ucieczkę. We wtorek gwiazdor będzie się musiał znów pojawić w piaseczyńskiej komendzie, gdzie policja na polecenie prokuratury przedstawi mu zarzuty.
A tymczasem wczoraj Stockinger stawił się na planie serialu. Jak dowiedział się "Super Express", producenci "Klanu" nie zamierzają rezygnować ze swojego gwiazdora. W końcu jest z nimi od 12 lat.
- Pan Tomasz ze swoich obowiązków wywiązuje się dobrze. Nie mamy więc podstaw, by traktować go inaczej niż do tej pory. Oczywiście jesteśmy za równym traktowaniem obywateli, ubolewamy nad tym, co się stało, ale to prywatna sprawa pana Tomasza - mówi Iwona Balcerak, rzecznik prasowy produkcji.
- Prawdopodobnie nic nie zostanie zmienione w scenariuszu, bo za jazdę po pijanemu nie wsadzają do więzienia i nie będzie potrzeby go "uśmiercać" - tłumaczy osoba związana z serialem. - Wszyscy o tym będą chcieli szybko zapomnieć.
O sprawie długo nie zapomną jednak ludzie, których pijany gwiazdor tak bezczelnie potraktował.