Kierowcy, którzy przez mężczyznę stali w gigantycznym korku, byli mniej litościwi dla szaleńca...
- Skaczesz czy nie? No k... skacz, zlituj się, nie mamy czasu tu stać - krzyczeli w stronę samobójcy.
Piotr K. (51 l.), który wdrapał się na stalową konstrukcję, długo nie zwracał uwagi na gęstniejący tłum. W końcu, gdy na miejsce dojeżdżał już policyjny negocjator, sam zszedł.
- Desperat stał na przęśle około dwóch godzin. Zszedł z niego na widok swojego znajomego - mówi podinspektor Wioletta Dąbrowska, rzecznik prasowy toruńskiej policji. Ruch w tym czasie był całkowicie sparaliżowany.
Korki w Toruniu były jeszcze długo po tym, jak niedoszły samobójca oddał się w ręce lekarzy. Na razie mężczyzna trafił do szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych.
- Mówił, że nie wie, jak żyć, bo tak mu ciężko - tłumaczy Wioletta Dąbrowska.