Emeryci zadłużają się na potęgę. Są łatwym łupem dla instytucji pożyczkowych. Dają się też skusić oszukańczym firmom reklamującym szybkie pożyczki i biorącym lichwiarskie oprocentowanie. A pieniądze biorą nie tylko dla siebie - na jedzenie czy leki. Często zapożyczają się też, żeby pomóc dzieciom lub wnukom.
Dla banków i firm pożyczkowych emeryt to najlepszy klient, bo ma stały, pewny dochód. Nic dziwnego, że wszystkie instytucje finansowe przychylnym okiem patrzą na nich. Tymczasem mizerne emerytury i renty nie zawsze wystarczają, by przeżyć do końca miesiąca i jeszcze dodatkowo spłacać raty kredytów. Zwłaszcza że ceny galopują, dramatycznie rosną koszty utrzymania, a seniorzy dużą część swoich dochodów muszą wydawać na stale drożejące leki. Kwota, która pozostaje po odjęciu koniecznych wydatków na jedzenie, mieszkanie i leki, często nie wystarcza na spłatę rat kredytów. A kiedy schorowany starszy człowiek staje przed dramatycznym wyborem: kupić leki czy zapłacić ratę, często decyduje się na ratowanie zdrowia i spłata kredytu schodzi na dalszy plan. Tymczasem niespłacona pożyczka nie znika, tylko powiększa się o odsetki i z czasem trafia do firmy windykacyjnej lub komornika.
W rezultacie tylko jedna firma windykacyjna zarejestrowała już ponad 135 tysięcy emerytów i rencistów, którzy nie są w stanie spłacać swoich zobowiązań finansowych. A takich firm w Polsce jest bardzo dużo. To daje nawet setki tysięcy zadłużonych emerytów!
Teresa Frąc (68 l.), emerytka z Białegostoku:
- Po 38 latach pracy w fabryce, w szkole i szpitalu mam 1000 zł emerytury. Za te pieniądze nie da się przeżyć. Nie mam innego wyjścia, tylko brać pożyczki. Zadłużyłam się już w kilku bankach, a na kredyty oddaję połowę mojej emerytury. Pożyczone pieniądze wydaję na najpotrzebniejsze rzeczy