Od maja pacjenci drożej będą płacić za 510 leków. Podwyżki są od grosza do 76,34 zł. Tym razem szczególnie wysokie podwyżki dotkną osoby chore na padaczkę. Niektóre leki, konieczne im do codziennego funkcjonowania, pójdą w górę nawet o ponad 70 zł. Dla przykładu lek Kepra (100 mg 100 tabl.) podrożeje z 239 do 316 zł. Tym samym rachunki za recepty urosną do naprawdę gigantycznych sum. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz (42 l.) powinien o tym wiedzieć. Około miesiąca temu Polskie Stowarzyszenie Ludzi Cierpiących na Padaczkę wysłało do niego protest w sprawie nowych cen. Załączono też rachunek pani Mirosławy Tałuć z Białegostoku, która za leki dla córki chorującej na epilepsję zapłaciła w marcu 850 zł!
- Ta kobieta ma rentę socjalną w wysokości 612 zł. Szczęśliwie jej żyjący rodzice mają emerytury i te leki wykupują. Ale co mają powiedzieć osoby, które żyją tylko z renty? Niedawno zgłosił się do nas człowiek, który ma 500 zł renty. Za co ma się leczyć? Ministerstwo zapomniało, że osoby chore na padaczkę to w większości renciści albo bezrobotni ze względu na swoją przypadłość - mówi Tadeusz Zarębski, prezes Stowarzyszenia.
Okazuje się, że podstawowe medykamenty dla osób z padaczką zdrożały, ponieważ na listę refundacyjną wprowadzono nowoczesny lek. Pacjenci będą za niego płacić tylko 3,20 zł. Problem w tym, że nie wszyscy chorzy, ale najwyżej co trzeci ze względu na wskazania lekarskie będzie mógł skorzystać z taniego leku.
Marian Domański (71 l.), mieszkaniec warszawskiej Pragi-Południe: Ciężko przeżyć przy tych wszystkich podwyżkach, kiedy to się nareszcie skończy!?
- Mam tylko 1200 złotych emerytury. Przynajmniej 200 złotych z tego idzie co miesiąc na leki. A bywa, że więcej. Z czego opłacić potem czynsz za mieszkanie, prąd, zakupy, jedzenie dla psa? - pyta zrezygnowany.