Do zdarzenia doszło w miniony poniedziałek. Pani Dominika, mama rocznej dzi8ewczynki, która ma jedną nerkę została wyproszona z autobusu. Powód? Do pojazdu wsiadł niepełnosprawny, więc kierowca postanowił wyprosić matkę z wózkiem z autobusu. - Pani wysiada. Mamy tutaj wózek inwalidzki, w związku z czym nie mam dwóch miejsc. Pani musi wysiąść - miała powiedzieć kobieta kierująca autobusem. Pani Dominika była w szoku. - Moja roczna córka ma jedną nerkę i musimy jeździć na okresowe badania i kontrole. Po sześciu godzinach spędzonych w szpitalu czekała mnie jeszcze droga do domu na Białołękę, co oznaczało 75- minutową podróż z 3 przesiadkami - napisała w liście do TVN24 pani Dominika. Kobieta odmówiła kierowcy i nie wysiadła z autobusu. Jak twierdzi było oznakowane miejsce na dwa wózki. Wtedy kierowca wyłączył silnik i powiedział, że nie ruszy dopóki matka z wózkiem nie opuści pojazdu. Wtedy pani Dominika poddała się i wysiadła. - Z tych całych nerwów popłakałam się. Poczułam się upokorzona i poczułam się bardzo niesprawiedliwie - wspomina.
Jak tę sytuację tłumaczy ZTM? W regulaminie ZTM nie ma żadnej wzmianki o pierszeństwie osób na wózku inwalidzkim w stosunku do wózka dziecięcego. - To do kierowcy należy decyzja, kto w tej sytuacji może podróżować dalej komunikacją miejską. Być może w tej sytuacji kierowca uznał, że większą niedogodnością byłoby oczekiwanie na kolejny pojazd dla osoby z wózkiem inwalidzkim niż dla zdrowej osoby z wózkiem dziecięcym - wyjaśnił w rozmowie z tvnwarszawa.pl Igor Krajnow, rzecznik prasowy Zarządu Transportu Miejskiego.
Zobacz: UDAWAŁA kochającą matkę, a pozwalała katować własne dziecko!